siedzi o zero trzydzieści i zmywa lakier z paznokci, brawko. herbata stygnie, felietony kołakowskiego czekają w torbie. i biografia Boba Marleya czeka gdzieś tam, na półce, w jakimś sklepie, i już, pojutrze, a popojutrze już na bank, będzie moja.
nie ma do odwołania! choć zapewne odezwie się po środzie, w zależności od tego, czy będzie chciało jej się cokolwiek z siebie wyrzucać. i jeśli będzie to w ogóle coś godnego wyrzucania. słowo 'produktywny' bardzo mi się podoba ostatnio.
tak więc idę, spakuję się jeszcze być może. a może jutro rano? jeeeej, w końcu!
bla-bla-bla, założenia. za-ło-że-nia. i chce już wakacjeeee! albo przynajmniej dwudziestego drugiego grudnia i dalej, hm.
ha! ha, haha! o taaaaaak się cieszy :))))