Cześć.
Idąc ulicą, czuję się jakbym patrzył na wszystko przez szkiełko,
przez pryzmat własnych oczu, samemu znajdując się troszkę poza ciałem, obserwując.
Nie potrafię zrozumieć tej ułomności, bezcelowości egzystencji,
dążenia do tych samych, nieistotnych celów.
Słuchając ludzi, z przejęciem rozmawiających o przyziemnych sprawach,
zastanawiam się, jakie to wszystko ma znaczenie?
Czy to oznaka mojej wysokiej duchowości, czy początków schizofrenii?
Wesołych świąt, hihi. Po raz kolejny muszę zmierzyć się ze swoimi religijnymi sprzecznościami,
niezdecydowaniem, walką sumienia z podświadomością, z którą walczyć nie potrafię.
Niemniej, jestem szczęśliwy. Bardzo, bardzo, bardzo. Nawet jeśli pewni mało zabawni ludzie
wyjeżdżają na święta, to podtrzymuję tezę, że kurczę, lepiej trafić nie mogłem :3
Ogarniam się, robię ciasto, rower naprawiłem!
Także Wesołych!