Niedawno, w moim mieście sexu i biznesu, miałam okazję i niewątpliwy zaszczyt być świadkiem jakże dramatycznej sceny, mającej miejsce w cukierni.
W rolach głownich:
1) pani w średnim wieku,z długimi, przetłuszczonymi, upiętymi niechlujnie włosami, okularami jak u sowy (wielkie, kwadratowe

), oczami pomalowanymi jak PRL-owska przodowniczka pracy i z krzywym zgryzem naznaczonym plamami nikotynowymi, zwana dalej "panią PRL",
2) towarzyszący jej pan, prawdopodobnie współpracowkim,gdyż całkiem miła aparycja wykluczała go z grona kandydatów na apsztyfikantów, w milczeniu przyswajający nawał informacji,jakim zarzucała go pani PRL, zwany dalej "niemym swiadkiem",
3) sprzedawczyni, sprawnie lawirująca między dwoema kasami, starająca się zaspokoić wysublimowane gusta pani PRL, zwana dalej "sprzedawczynią".
Weszłam w chwili,gdy pani PRL uważnie lustrowała zawartość gablotki nr 1.
Akcja:sprzedawczyni: To podać coś stamtąd? (wskazuje na gablotkę nr 2)
pani PRL: jo, bo tutaj same ciastka co jo tych ciastków nie lubia.A co to je? (odpowiada w narzeczu pratubylców,wskazując na kawałek ciasta)
sprzedawczyni: toffi
pani PRL: to je toffi? to jo, może być. i jeszcze jakiś sernik.
sprzedawczyni: ten wiedeński może być?
pani PRL: ni pani, jakiś normalny, żebym twaróg czuła, ni jakiś wiedeński (dziwny grymas wykrzywił jej twarz)
sprzedawczyni: ale to jest normalny, pani zobaczy
pani PRL: jo? to niech będzie.
sprzedawczyni: tyle może być? (wskazuje odmierzoną ilość)
pani PRL: ni pani, więcej! to dla pięciu ludziów ma być!A Prime po ile macie?
sprzedawczyni: złoty dziewięćdziesiąt
pani PRL: to niech będzie
sprzedawczyni(poprawiając się): dwa dziewięćdziesiąt, przepraszam.
pani PRL: to ni (grymas w stronę niemego świadka)
Pani PRL płaci (w końcu

) i wychodzi (w końcu

) komentując coś jeszcze w osobliwym narzeczu

Jak to nigdy nie wiadomo, co cię doświadczy

Pozdrawiam tubylców miasta sexu i biznasu
