Boże Święty, dni przeciekają mi przez palce, a nie mam się czym pochwalić.
Do wszystkiego się zmuszam. Wstaję, chociaż wcale nie mam na to ochoty, idę do łazienki, myję się, ubieram, dalej się zmuszam, nie smakuje mi kawa, biorę do ręki książkę odkładam, włączam wyłączam TV i dalej nic się nie dzieje. Za oknem deszcz, czasami lubię gdy pada. Wtedy tłumaczę sobie, że gdyby nie ta pogoda na pewno wyszłabym na spacer, usprawiedliwiam się.
To niedorzeczność! Przecież chciałabym zapełnić swój czas jakimiś obowiązkami, chciałabym coś robić, być ciągle aktywna, być w ruchu, na bieżąco. Męczą mnie już te wakacje, chciałabym mieć już jakieś zajęcia. Chciałabym mieć mało czasu, chciałabym być w biegu. Wtedy nie byłoby, że mi się nie chce. Po prostu musiałabym ruszyć te tłuste dupsko!
Cieszę się na ten weekend. Będzie aktywnie. Jutro wyjeżdżam i wracam w poniedziałek, może wtorek.