Święta = are you fucking kidding me?!
Zaciąganie mnie do kościoła nie jest dobrym pomysłem, bo jestem niegrzeczna, nie słucham panów w sukienkach, śmieję się z mega poważnych rzeczy, nie klękam na brudnej posadzce, a w trakcie mszy stoję jak kołek i drętwieją mi nogi. Tak, popsujcie do reszty mój zepsuty kręgosłup w proszku. A później kupcie mi nowy, żebym mogła się wyginać we wszystkie strony, przecież jestem robotem wielofunkcyjnym, muszę umieć robić wszystko, wszędzie i dla wszystkich.
Jestem zafascynowana pewną osobą w tak wielkim stopniu, że zaczynam się tego bać. Szukanie w całym mieście jednej osoby zajmie mi sporo czasu, ale ja się nie poddaję, bo przecież muszę ją znaleźć. Co to dla mnie... Głupota, cóż, jak sobie mała Kasia coś wymyśli, to nie ma bata, musi być tak, jak sobie pomyślała. No to szukam. Tylko nie bardzo wiem co będzie potem, jak już znajdę. Nie lubię śledzić ludzi, choć czasem bywa zabawnie. Może przeprowadzę rozmowę lub ich kilka na temat spraw najważniejszych, mehehe.
Dwie kule w łeb, jestem genialna. Ale w końcu lubię komplikować sobie życie. Szczególnie, kiedy chodzi o nowości, czyli takich właśnie ludzi.
Ciągle zastanawiam się kim tak naprawdę jestem, ale w dalszym ciągu nie doszłam do żadnego sensownego wniosku i chyba nieprędko mi się to przytrafi. Trudno, poczekam trochę. Czy dłoń może kochać? Moje chyba mają w sobie wiele uczuć i często się denerwują. Zagubione, najczęściej zimne, rzadziej gorące, ale zdarza się, że potrafią ogrzać cudze dłonie. Od tego przecież były. Kiedyś może.
Coraz gorzej ze mną i słyszę głosy. Co chwilę wydaje mi się, że słyszę dzwoniący telefon, ale otwieram drzwi mojego pokoju i panuje cisza. Tak, to już choroba, albo po prostu dokuczająca samotność. Dziwnie się zachowuję. Potrzeba mi żywego przewodnika.
Zalewa mnie wszechobecna susza. Tonę w katuszach.