"(...)Prawda jest taka, że nie potrafię was nabierać. Po prostu nie jest to w porządku ani wobec was, ani mnie samego. Najgorszą zbrodnią, jaka przychodzi mi na myśl, byłoby wykorzystywanie ludzi, odgrywanie tej roli i sprawianie wrażenia, że mam z tego ubaw na 100 procent. (...)Jestem pewnie jednym z tych narcyzów, którzy potrafią coś docenić dopiero wówczas, gdy to utracą. Jestem zbyt wrażliwy. Trzeba mi nieco zobojętnienia, żebym mógł odzyskać ten entuzjazm, który miałem w sobie niegdyś jako dziecko. (...)W każdym z nas tkwi dobro i wydaje mi się po prostu, że za bardzo kocham ludzi. Tak bardzo, że nadmiernie mnie to, kurwa, zasmuca. Ten mały, żałosny, wrażliwy osobnik spod znaku Ryb, który niczego nie potrafi docenić. (...)Zbyt wiele we mnie z rozkapryszonego, humorzastego dziecka! Nie mam już w sobie tej namiętności co niegdyś, a zatem pamiętajcie: lepiej jest spłonąć niż wyblaknąć."
"Przyjaciele, z którymi mógłbym porozmawiać, wychodzić i dobrze się bawić, tak jak zawsze o tym marzyłem, moglibyśmy rozmawiać o książkach i polityce, oddawać się wandalizmowi w nocy, chcecie? Hę? Hej, ciągle wyrywam sobie tylko włosy z głowy! Proszę! Niech to szlag, Jezu, kurwa, Chryste Wszechmogący, kochajcie mnie, mnie, mnie, choćby przez okres próbny, proszę, nie obchodzi mnie, czy będzie to tłum samych wyrzutków, po prostu trzeba mi tłumu, gangu, byle się uśmiechnąć. Nie będę was przytłaczać, ech, jasna cholera, czy nikogo tu nie ma? Kogoś, kogokolwiek, Boże ratuj, pomóż mi, proszę. Chcę, żeby mnie akceptowano. Muszę być akceptowany. Będę nosił ciuchy jakie tylko zechcecie! Taki jestem zmęczony płaczem i marzeniami. Jestem taaaki taaaki samotny. Czy nie ma tu nikogo? Proszę, pomóżcie mi. POMÓŻCIE MI!"
On miał geny samobójcy, ja mam geny osoby skłonnej do depresji.
Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam, ale jeśli będzie to tylko chwila, parę miesięcy,
przepraszam za wszystko i proszę o wybaczenie.
Nie chcę odejść w tym strachu i beznadziei.
Nigdy nie życzyłabym tego nikomu, bo, cholera!, to jest tak przygnębiające, że na samą myśl chciałoby się rzucić z mostu albo podciąć sobie żyły.
Chcę zrobić coś, żeby tylko przestać czuć, potrzeba mi prochów, lekarstw, herbatek, COKOLWIEK!
Nie potrafię już sobie z tym poradzić, to jest większe niż ja, połyka mnie i pożera w całości.
To wszystko wydaje się być tak nierealne, że myśląc o tym staję się jakąś wariatką.
Myśli samobójcze, natręctwa, wszelkie plany, złośliwości, kara - to jest nie do zniesienia.
I uwierzcie mi, gdyby ktoś chciał mnie zabić, bez wątpliwości poddałabym się.
Nie życzę wam tego i mam nadzieję, że ludzie będą was lubić mimo wszystko, że będziecie cholernie szczęśliwi.
Nie róbcie tego w domu.
Best wishes,
Catherine.