Poznałam Cię półtora roku temu.
Pamiętam dobrze, bardzo wtedy potrzebowałam pomocy, którą otrzymałam właśnie od Ciebie.
Nasza znajomość... Czysta magia. Na początku nie bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje.
Wciąż czułam jeszcze smutek po stracie najukochańszej osoby, ale mimo tego byłam szczęśliwa,
że poznałam kogoś, kto mi pomoże, kogoś tak niesamowitego jak Ty...
Nikt oprócz Ciebie nie wydawał mi się tak czysty i delikatny.
Doznałam prawdziwego cudu, w który inni nie wierzyli i powątpiewali.
Wiedziałam, że będzie to dla mnie dobre, choć chwilami trudne do zniesienia.
I rzeczywiście tak było, jest, i mam nadzieję, że wciąż będzie.
Tylko Tobie tak naprawdę udało się mnie poznać, nikt inny bowiem nie starał się jak Ty.
Chwilami nienawidziłam Twojej bolesnej szczerości,
strasznie denerwowała mnie pewność siebie, jaka w Tobie siedziała (pewnie wciąż siedzi).
Wielu rzeczy nauczyłam się od Ciebie, jak uczeń od swego surowego nauczyciela.
Ratunek zawsze przychodził właśnie z Twojej strony, ze wzajemnością.
Byłam pewna, że nigdy nie zawiedziesz, że zawsze będziesz przy mnie trwać.
Nie doceniałam tego, co dostałam, nie doceniałam tego, że Cię miałam.
Teraz wiem, jak bardzo Cię potrzebuję.
Nikt pewnie tego nie zrozumie i nie potrafi przeżyć tak, jak ja.
Czuję się jak gdyby ktoś pozbawił mnie powietrza.
Być może to ten moment, może tylko mała przerwa, a może już wcale...
Świat jest dużo czarniejszy, niż był dla mnie kiedyś.
Każde okrucieństwo może teraz swobodnie poszarpać mi dłonie i złamać żebra.
Zostałam jako ta chorągiewka, która samotnie powiewa na wietrze, czekając na kolejne jego uderzenie.
Brakuje mi tej pięknej szczerości i wszystkiego, co mi po Tobie zostało w głowie.
Najbardziej zaś brak mi Twojego czystego serca i przyjaźni, która unosiła mnie ponad ziemią.