photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 26 MAJA 2014

Chciałabym wiele napisać, ale nie jest to łatwe. Nie mam przed Nim w zasadzie żadnych tajemnic, ale czasem wolałabym ukryć gdzieś część siebie. Ostatnio wciąż coś jest ze mną nie tak. Jem raczej normalnie, czyli zdrowe obiadki, czasem mniej zdrowe, i (niestety) słodycze. O wadze nie chcę wspominać. Znów jest 64-65 i okropnie mnie to wkurza, bo naprawdę się staram. Chodzę zawsze po schodach, piję tylko wodę, herbatę i kawę. Tylko te głupie słodycze... 

Ale nie o tym chciałam pisać. Nie przez jedzenie "coś jest ze mną nie tak". Jestem okropnie nerwowa, wiecznie mam pretensje, jak jem, jak nie jem - każdy powód jest dobry do złości, smutku, czasem płaczu. Sporo mam teraz na głowie. Zbliżający się potworzyca Sesja, prawo jazdy, praca licencjacka, praca, rzuciłam palenie i odstawiłam tabletki antykoncepcyjne. Hormony we mnie buzują, a ja nawet nie mogę uspokoić się rzygając. 

W tym właśnie leży problem i to mi leży na sercu. Będąc z nim 24 godzinny na dobę, musiałam wymazać ze swojego życia bardzo dużą część mnie. Rzucanie palenia to był mój pomysł - ok, rozumiem, że teraz mnie wspiera i zabrania mi palić. Ogólnie go potrafię zrozumieć. Martwi się o mnie, dlatego nie chce, żebym wymiotowała. Tylko, że on nie do końca rozumie mnie. Ja ZAWSZE zachowywałam się w stosunku do siebie destrukcyjnie. Ja na swój sposób kocham siebie niszczyć. Ja CHCĘ być chuda, ja CHCĘ wymiotować, ja CHCĘ palić. 

We mnie zawsze czegoś brakuje. Dosłownie. Jakiegoś kawałka "czegoś", dzięki któremu wszystko trzymałoby się kupy. Tak często myślę, że jestem zła. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jakie ja mam wyrzuty sumienia przez to wszystko. Bo żyję ze świadomością, że mam dzięki niemu wszystko o czym kiedykolwiek marzyłam, i kocham go za to, a ja płaczę po kątach bo "nie mogę sobie rzygnąć", albo "bo jestem tak masakrycznie gruba, że najchętniej wydrapałabym tłuszcz z brzucha żywcem", albo "bo czuję się jakbym była zamknięta w klatce". Nie umiem z tym normalnie żyć. Wiem, że on mnie kocha, ale ta zepsuta część mnie wmawia mi, że jak nie przestanę tyle gadać o mojej grubości, on mnie zostawi. 

A wtedy mój świat rozsypałby się. 

Już widzę reakcję mojej matki widzącej mnie z powrotem w tamtym domu. Wydaje się być bardzo zadowolona, że się mnie pozbyła. Poza tym ona... oni - ona, tata, dziadki, wszyscy - cieszą się z mojego szczęścia. Czuję presję. I nienawidzę swojego ciała. 

I potrzebuję się wreszcie komuś wyżalić, a nie mam komu, a boję się o tym pisać w pamiętniku, czy nawet tutaj, bo na pewno byłoby mu bardzo przykro gdyby to przeczytał i mógłby to źle zrozumieć. 

To mnie przeraża. Ostatnio sprawdzał w googlu co to jest "pro-ana" i był przerażony. A przecież tyle razy mu mówiłam, co siedziało w mojej głowie.

 

Komentarze

byebunny cięzko pozbyć się tak znaczącej części Ciebie... znaczącej, bo miało duży wpływ na Twoje życie, na sama Ciebie
27/05/2014 16:46:52