w końcu naumiałam się, że (0,1)x(0,1)~(0,1)
i jestem z siebie dumna...
ale jak mi się jutro na egzaminie pochrzanią te wszystkie twierdzenia i dowody i cała reszta, którą upchnęłam w głowie
to się serio na siebie wkurze.
poszczególne kawałki mnie jakoś tak... dziwnie się zachowują.
uszy znaczy lewe ucho żyje swoim życiem.
brzuch podobnie, ale jemu to wybaczam bo walczy z wirusem.
kolana to już w ogóle.
nie przeszkadam im. bo po co niby?
chwilowo tylko głowa do cyferek jest mi potrzebna.
tylko ona też już powoli zaczyna robić to co akurat jej się podoba.
emocjonalne wypracie matmy?
kto wie... ja się na tym nie znam...
za biologiczne to dla mnie.
a wykładowcy są [CENZURA].
bo w poniedziałek taki jeden kazał dziś przynieść indeksy po wpisy.
a dziś się okazało, że zapomniał listy z wynikami i te wpisy dostaniemy na egzaminie.
jak to dobrze, że dałam mój indeks koleżance i sama nie jechałam dziś.
ale to chamstwo jest po prostu.
foch z kwiatkiem. o!
a my ciągle prowadzimy tą śmieszną rozmowę bez słów...
tak. śmieszną.
bo to chyba serio zaczyna mnie bawić.
chociaż ostatnio czuję, że momentami działam przeciwko sobie.
i tak właściwie, co tym razem chce sobie udowodnić.
chyba za bardzo się w Tobie zakochałam i mi zaszkodziło.
dalej obstaje przy tym, że nie czekam na jutro.
mimo wszystko.
a kwiatki, to nawet mi się nie podobają.
są bo są.