nic nie dzieje się bez przyczyny, natomiast czekanie zabija
czemu zawsze drobiazgi najbardziej wytrącają mnie z równowagi ??
a ten to już wybitnie.
nawet bardziej niż wybitnie.
jeszcze dodać kwestię przypadkowości to już w ogóle piorunująca mieszanka wybuchowa.
kolejny dzień zmarnowany najmyśleniem.
czyżbym przywykła ??
i od dziś nie czekam na czwartek.
nie ma tak dobrze.
tak. jestem zła.
po dodatkowym przemyśleniu stwierdzam, że w zamian zaczynam się go cholernie bać.
i to nie z powodu egzaminu.
jak się okaże, że moja intuicja ma rację, to wyślę ją na dłuuuuuuugi urlop.
bo zaczęła mnie wkurzać.
od tak.
po prostu NIE ROZUMIEM całokształtu twórczości wewnętrznej własnej. tego pana.
takie to dziwne ??
jakieś chaotyczne zlepki myśli.
z paradoksalnie normalnym efektem końcowym.
a wczoraj wieczorem... chyba nawet bardziej w nocy.
tak miło mi się milczało. o nas.
tak. milczało.
bo ponoć częściej się myśli, a mi się milczało.
od tak. dla odmiany.
czemu nikt mi nie powiedział, że kadzidełka się skończyły.
kto mi kupi nowe ??
obowiązkowo `the moon`.
a sesja i tak zeszła na ostatni plan.
i się po uszy.
[ Agu wiesz co, to mimo że pewnie chwilowo nie kojarzysz, że to jest właśnie to. ]
chwila spokoju.
Linkin Park jak zwykle okazał się niezawodnym lekarstwem.
but in the end it doesn't even matter