Na tych korepetycjach nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać :) Mnie to byłoby szkoda kasy. A wystarczyłoby mi 2 godziny dziennie może nawet i mniej zakazu mi wstępu do pokoju. I argument że jak idzie do pracy to mogę sie uczyć... No tak, bo lubie sie uczyć po nocach, a jakoś tak sie trafia, że jak jej nie ma to ja i tak mam jakieś zajęcia. Po za tym w poniedziałki zawsze jest, a tak to wolę robić to co mam na dzień nastepny a nie na za tydzień :)
Korepetytorka sobie wychodzi.
- No jakbyś mi tak zawsze przez dwie godziny nie wchodziłą do pokoju to ja rozumiem - powiedziałam do matki.
- Ja ci nie wchodzę do pokoju - obruszyła się.
- Jak to nie? - zaśmiałam sie
- A jak to jest jak niektórzy w piatkę w jednym pokoju się muszą uczyć? - wyskakuje tradycyjnie.
- To sie wtedy wszyscy uczą - mówie spokojnie
- Tak, akurat!
cośtam cośtam, cośtam.
- No to ty sie teraz ucz - po czym wyszła do kuchni.
Rozkładam książki i słysze krzyk:
- Zrobisz tosty. Zjadłabym tosty! - usmiechnęłam sie pod nosem.
- Zrób sobie sama.
Po chwili przychodzi, bo nie usłyszała, więc powtarzam dobitnie.
- Nie chcę. Zrób sobie sama jak chcesz.
- Aaaa, to nie - i poszła.
Przepisałam reakcje z chemi i już miałam zacząć ją rozwiązywac.
- A moze chleb zjajkiem - wpadła. Powoli aczkolwiek z nieukrywaną niechęcią odwróciłam się.
- No własnie...
- Co?
- Nie chcem nic!
coś tam coś tam
- No jak ja nie mogę dwóch zdań pod rząd przezczytać... - powiedziałam
- A to ty sie skupić nie możesz? - i wyszła nim pomyslałam, żeby coś odpowiedziec
- No co ty, kurwa, nine zauważyłam - mruknęłam pod nosem.
I tak oto skończyła się piękna historia :) Ja siedzę teraz przed kompem a matka w robocie :P
W piatek był całkiem miły wieczór z Julcią :) Tylko jakoś tak wcale a wcale sie nie wysypiam :/
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=iAP9AF6DCu4