Ale bania, zbiórka ok. 20, na rozgrzewkę 200-ta cytrynówki, potem wbijamy do autobusu a tam Limak ze swoją jedzie, na następy i tak wysiedli, z placu na nogach do klubu, szybki start szisza, wielka ale lipna była, może nie tyle co ona sama, ale źle przygotowana, potem jak Orszul rozpalił to już lepiej znacznie było, potem szybko jedno za drugim niebieskie kamikadze, później poprawione piwem i ziołem, i zgon przez 2-3 godziny, co się działo jest nieważne ;P, potem wracamy N1, które jednak nie jechało do Aleksandrowa, i na krańcówce na Rojnej wysiadłem, jeszcze jakaś grupka 3 osób rozkminiali rozkład coś tam się odezwałem i idziemy razem na 78 miało być za jakieś 20 minut, było to dla nich za długo i jeden poszedł po taksówkę, na Bratoszewskiego wysieliśmy pytam się ile cofnąć, ale mówi coś w stylu 'nie trzeba młody, stąd już chyba sobie poradzisz', no i pięta palec do chaty, matka mi otwiera, wchodzę do pokoju i tylko zrzucam koszule, spodnie i wale się do wyra. A teraz bania mnie boli...
ps. tej fotki już nie pamiętam ;P