Okey jest już trochę późńo ale na krótką notke znajdę troche czasu, bo niezbyt wiele go było w tym tygodniu. Dużo się działo, wszystko głównie związane z nową szkołą, trzeba się przyzwyczaić do troche innego rytmu a potem już będzie z górki. Przynajmniej tak myślę.
W drodze do domu tak się zastanawiałam, dlaczego gdy ktoś wyrządził nam jakąś krzywdę typu byliśmy obrażani, przezywanie, dokuczano nam, to w tedy uciekamy od spotkania z tymi osobami (osobą). Tylko dlaczego, skoro to ona robi złe rzeczy nie my. To ona powinna się wstydzić za swoje czyny, to ona powinna nie potrafić spojrzeć nam w oczy, a jest całkowicie odwrotnie. Osoby, które prześladowały innych chodzą sobie bezkarnie, pewnie, odważnie no bo kto może im coś zrobić, czego się niby mają bać? Czy nie zżera ich czasem poczucie winy, że przez nich jakiś człowiek (przeważnie mówimy tu o wieku szkolnym, bo w takim zdarzają się najczęściej prześladowania) ma depresję, nie chce mu się żyć, ma wszystkiego dosyć, zazwyczaj został sam? Widocznie nie. Biorą wszystko jak to się teraz mówi "na lajcie". Tylko zeby im życie się nie odwinęło z podwójną siłą.
Piszę o znęcaniu się słownym, bo sama tego doświadczyłam. Niewiele osób wie jak w tedy tak naprawdę się czułam, nie chciałam pokazywać, że jestem słaba. Starałam się nie przejmować ale tak się nie da. To jest nie do opisania jak szybko można stracić chęć do życia, w tedy jedynie chciałoby się siedzieć w domu i płakać. Najgorszym wyjściem ale i najczęstszym jest żyletka, w sumie to nawet nie jest wyjście, teraz to wiem. W takich kryzysowych chwilach nie myśli się racjonalnie, niestety.
Jeśli się zgadzasz z tym co napisałam powyżej, daj 'fajne' lub zostaw po sobie komentarz.
Dziękuję i pozdrawiam, adadarks