photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 17 LUTEGO 2009

GOD?

      Wielu z was, moi czytelnicy, są osobami mniej lub bardziej związanymi z kościołem: poranna i wieczorna rozmowa z waszym Bogiem, cotygodniowa niedzielna msza święta, comiesięczna spowiedź - to wasza rutyna!

      Kiedyś uczęszczałam do kościoła, starałam się nie zapomnieć o codziennej modlitwie. Nie zastanawiałam się nad tym, czy to dobrze, czy źle. Wszystko jakoś tam się układało. Trwało to parę lat... byłam młoda i głupia... A może to na starość zgłupiałam!? Ale: niedziela i godzina 11 do końca życia będą kojarzyły mi się z młodzieżową mszą świętą. Chodziłam tam nie dlatego, że czułam taką potrzebę, ale dlatego, że wszyscy chodzili. I rodzice wieczorem nie truli, że mam czas na zabawę, a na pójście do kościoła nie! Gdy nie potrzebowałam Jego wsparcia, wmawiałam sobie, że wszystko co dobre jest dzięki Niemu! Niestety... Myliłam się... Bardzo ważna, dla mnie, osoba potrzebowała pomocy! Modliłam się za nią! Wierzyłam, że tylko Wszechmogący może pomóc... Godzinami potrafiłam z Nim "rozmawiać"... Szukając otuchy czytałam Biblie. Martwiłam się za dnia, nocami zaś płakałam... I po co to wszystko!? Nadal nie wiedziałam co mam robić!? Nie dostałam żadnego znaku! Żadnej wskazówki! Wcale nie było mi łatwiej. A wręcz przeciwnie! Było coraz gorzej! Bałam się odwiedzać babcię! Była wspaniałym człowiekiem! Była najważniejszą osobą w moim życiu! Kochałam ją! I nadal kocham! Ale... nawet nie zdążyłam jej tego powiedzieć... Jej życie na ziemi dobiegło końca! Umierała w szczególny sposób... leżała całymi dniami w łóżku spokojna, cicha, coraz cichsza i coraz spokojniejsza. Już nie jadła... prawie nie piła. Jedną z ostatnich potraw, które spróbowała był mój urodzinowy tort. Gdy weszłam do jej pokoju po raz ostatni, prawie mnie nie poznała, "Ala?"- zapytała. Powiedziałam, że mam dla niej kawałek jej ulubionego, orzechowego tortu. Ukroiłam kawałek i wsadziłam jej do ust. "Pyszny"- powiedziała, ale ja widziałam grymas na jej twarzy. Wcale jej nie smakował! Już nic jej nie smakowało! Nawet parówki! Ona przecież tak kochała parówki! Nie czuła smaku... Nic nie czuła! Nic, oprócz bólu. Chociaż, czy po takiej dawce morfiny, można jeszcze czuć ból? Już jedną nogą była już po drugiej stronie... ale dlaczego! Dlaczego ona!?
      Może... kochałam ją za słabo? Może... modliłam się na mało? Już nawet nie modliłam się o to, żeby przestało ją boleć, żeby wyzdrowiała. Chciałam, żeby jej ból i choroba przeszedł na mnie! Chciałam cierpieć za nią. Nie potrafiłam patrzeć jak z dnia na dzień jest coraz bliżej śmierci! Prosiłam o odwagę! Prosiłam o siłę! A co dostałam? Dostałam łzy i cierpienie! Przestałam wierzyć! Boga nie ma! Niemożliwe jest żeby istniał! Gdyby był na prawdę, czy pozwoliłby na to? A może to była kara... Ale kara za co? Za miłość do drugiego człowieka...? A może za życie...??
Nie wiem...

 

 

 

Komentarze

~dzordzina ja też Cię rozumiem,ale kochanie taka jest kolej rzeczy,..
wiem ,że nie jest to najodpowiedniejszym pocieszeniem,
ktos umiera,zeby pozniej ktos mogl sie urodzic.

< 333 moja Alus ;*
17/02/2009 21:30:30
kratowa Rozumiem cie. Tak rozumiem cię po bracie i po tym ze moja babcia ma teraz aichaimera , i raz nie pamietala mojego imienia.ahhh
17/02/2009 19:03:46