Heads you live. Tails you DIE.
Życie jest dziełem przepadku, świadomych wyborów, podświadomych działań I nakazów. Świadomi buntownicy podejmują własne decyzje. Nowonarodzone pomysły okryte śluzem niepewności pustoszą tereny odwagi i ambitnej determinacji. Czas podjąć decyzje, coś ze sobą zrobić.
Jeżeli "tak się nie robi", toja mam gdzieś takie zasady, doprawdy.
Egzystencjalizm. Czymże jest byt. Sobą. Ciałem. Ciałem? Nie. Ciało działa przeciwko nam, ogranicza, działa według własnych zasad. Trzeba poznać swoje ciało i dowiedzieć się, jak reaguje na bodźce. Poznać, samego siebie? Mózg? Gdyby był posłuszny, każdy zdołałby osiągnąć wszystko, poprzez naukę.
Pozostaje dusza. Jedyna nienaruszalna. Charakter i sumienie.
"Bez ciebie dzisiejsze wzruszenia byłyby tylko martwym naskórkiem dawnych uniesień."
"Życie to próba spektaktu, który nigdy się nie odbędzie."
Amelia
Czyli pustka. Wśród tylu uczuć, odczuć, uniesień. Wartości. Coś pustego. Coś wypalonego. Dużo brakuje.
Paraliżujący strach ma na imię przyszłość. Stoję na krawędzi, prędzej czy później zostanę zepchnięta niewiadomo gdzie. Liczyć na częście staje się złudnie naiwne. Ale jakże wygodne. Cień tamtej ambicji chociaż wyszedł z nawiasu.
Zmywam brud, prowincjonalne serce unosi się ponad księżyc. Tym brutalniejszy jest upadek.
Przecież nie był dziwny strach przed spadającymi, jak zawsze, z oczu klapkami, samo rozczarowanie byłoby rutynowe, kochając widmo. To nie może dziać się naprawdę.
Nierzeczywista.
Nieoczywista.
"Właśnie, że będę nimoralna. Właśnie, że będę! Wolę być niemorlana, niż idiotycznie nieszczęśliwa"
Lekarstwo na miłość ('66)
Choć jest tak cicho, słychać wśród niechcianych szeptów łomot tego jedynego w lewej piersi. Nie da się wierzyć w to, co się widzi, jakkolwiek bardzo by się nie chciało. Doświadczenie mówi, że nic nie przychodzi przecież łatwo.
Kiedy coś codziennie wkłada się do ust, nikt nie zgadnie, że jest to lufa nabitego pistoletu. Siła to podniesienie bezpiecznika i kontunuowanie tej opery mydlanej. Padalcze próby otrzepania dumy z podporządkowania mogą zaistnieć jedynie w erze buntu. Nie zawsze wszystko wychodzi. Nic na siłę, nie ze mną.
Byłyśmy.
Co się stało?
Czasu, ludzie, miejsca się zmieniają. Różne oblicza miłości. Toksyczna i nieodwzajemniona. Czysta i szczera. Zaborcza i brutalna. Lepka i podchwytliwa. Pozorna.
Nastały te dziwne czasy, na które tak na prawdę nikt nie czeka. Pora teraz na naukę radzenia sobie.
Spadając ze styropianowych fundamentów ląduję cieżko na solidnym gruncie. Mogę biec dalej, lecz nie chcę. Nie sama. Coś mnie gdzieś zatrzymuje. Nigdy nie będzie dobrze. Nie będzie idealnie. Ale czyż szczęściem nie jest rozsądne indywidualne ustalenie priorytetów i osiąganie satysfakcji na czele tejże listy przy jednoczesnym zapominaniu i marginalizacji reszty? Dobrze jest się wyłączyć. Bałam się, że nie potrafię czuć. Już niczego się nie boję. Tak brutalna jest świadomość, do czego jest się zdolnym. Jakkolwiek, dorosłe decyzje niezalezne są od daty w dowodzie. Mam prawo robić to, co robię, jeśli nie, ucieknę przed wymiaram sprawiedliwości. Sprawiedliwość. Ona już dawno obdarta z godności rozwesela brudne bruki.
Wszystko to chyba ku czemuś zmierza. Chyba ku zagładzie.
Strasznie zaczyna robić się dopiero wtedy, gdy zamiast zaciskających się na niedomkniętych drzwiach szponów i tego, że w cieniu ktoś za nami stoi, boimy się słońca poranka zapowiadającego kolejną bezcelową walkę z codziennością. Potwory spod łóżka zamieszkały w lustrze i mają znajomą twarz. Przysiadłeś tak kiedyś i zapytałeś sam siebie po co to wszystko? Jaki w tym pieprzony sens?
Gdy pierś ściśnięta między kolanami w bezdechu woła o namiastkę swobody, spokojnie czuć się może jak bliskie jej serce. Zamknięte w klatce.