13 czerwca.
Jutro Ona przyjeżdża.
Chcę ją skatować, chcę się z Nią kochać, chcę by Ona kochała mnie, chce by była szczęśliwa, chcę by cierpiała, chcę by nie było jej to w ogóle.
Chcę ją uratować, chcę z Nią być na wieczność, chcę umrzeć z Nią jutro, chcę ją zabić, chcę ją pocałować, chcę się pieprzyć.
Ja i Ona.
Jutro.
W jednym miejscu, stopione w bólu, płonące w miłości.
Za dużo w tym wszystkim sprzeczności.
Wczoraj dałyśmy sobie wolność, jednak Ona napisała.
Że będzie, u mnie, dla mnie, tutaj.
W moim mieście w którym nawet, gdy jej nie ma pełno jej twarzy.
Ciemnych i jasnych.
Fałszywych i prawdziwych.
Cholera, przeciwności to chyba nasza największa domena.
Mam na imię XXX i wciąż ją kocham.
Rok i sześć miesięcy, kocham.
Miłość życia?
- Tak, jestem pewna.
Ale obiecałam sobie, że jutro będę obojętna.
Jestem tylko jej jedną z wielu zabawek, a teraz gdy chcę od Niej odejść, Ona próbuje mnie łapać.
Wyzwoliłam się z miana kukły, ale nie wyzwoliłam się z emocji.
A każda z moich emocji krzyczy, że kocha ją najprawdziwszą miłością.
Jak to wszystko pogodzić?
Nie wiem.
Mam siedemnaście lat i jutro będę obojętna.
Mam siedemnaście lati jutro będę obojętna, mimo miłości z tysiąca nocy.
Żegnam. Proszę o powodzenie jutro.
18:36 - Dworzec, Ona ( ? )