Ulica była pusta, gdzieniegdzie spadały niewiekie krople deszczu; chmury ciężko wisiały na posepnym niebie. Mimo tego wszytsko było ciepło a wręcz duszno. Panowała cisza. Od czasu do czasu słychać było szczekanie psa w oddali. Ogarniało mnie dziwne uczucie. To miejsce było dziwne. Minęłam niewielki lasek praktycznie nie zwracając na niego uwagi. Ulice nadal były puste. Klimat tego wieczory przypominał scene z jakiegoś zapomnianego horroru. To była cisza przed burzą. Przez całą drogę zastanawiałam się dlaczego obok mnie nie idzie ktoś kto czuwałby nad moim spokojem, dbał o moje bezpieczeństo i o to żeby niebie nagle nie spadło mi na głowe. Dziwne. Szłam dosyć krotkim równym krokiem. Pomimo tego że miałam na sobie tylko bluzę było mi ciepło. To też było dziwne. Zwykle jest mi zimno. Idąc w głuchej ciszy, trzymając za rękę samotność czekałam na coś... To wszystko było jak teatr jednego aktora. Czułam się jakby cały świat patrzył na mnie. Byłam tylko wątłą aktoreczką na wąskiej scenie swojego życia. Nie odstępowało mnie uczucie że zaraz stanie się coś dziwnego, pojawi się mgła jak po burz w miasteczku Bridgton, za dużo książek i filmów. Zapowiadało się na burzę. W promieniu 10 może 15 metrów ode mnie słychać było tylko brzęk kluczy, które trzymalam w prawej dłoni. Kiedy weszłam na swoją ulicę zobaczyłam dym unoszący się ponad latarnią, wydało mi się to całkiem normalne. Przeszłam spory kawałek i zobaczyłam duży żółty budynek, mój dom. Na piętrze w oknach jakzawsze były śliwkowe zasłony, mój pokój. Przekręcając klucz w drzwiach spojrzałam na zegarek, była 21.14. Weszłam do kuchni, otworzyłam lodówke i zaczęłam zastanawiać się nad jutrzejszym dniem......