ołówek i akwarela, Proximus. Kiedy patrzysz w lustro wiesz jak wyglądasz, kiedy słowa są lustrem, ciężko dostrzec szczegół.
W ciasnym biurze siedzieli dwaj starzy oficerowie gwardii. - Następnym transportem przybędzie jakiś nowy dowódca grupy szturmowej, pierdoleni Kaskrini chcą mieć na tym pustkowiu swoją jednostkę. Mamy zapewnić mu wszystko czego będzie potrzebował. - Staruszek sięgnął po szklankę zielonej ambrozji. - Czyli przyślą jednego człowieka, który zabierze mam piędziesięciu najlepszych ludzi i przerobi ich na kaskrinów? Już teraz połowa posterunków nie jest obsadzona, z resztą w galaktyce nie ma żadnej formy życia. Nie widzę więc idei budowania floty wojennej i szkolenia armii. - Starszy sięgnął po butelkę i uzupełnił braki w szklankach. - Nie nam decydować co trzeba a czego nie trzeba. Złoty tron wydaje rozkazy, a my je wykonujemy. Skoro Imperator chce mieć tu oddział kaskrinów, to oddział kaskrinów będzie miał. - Odpalił cygaro. - Chłód złotego tronu dźwiga chłopca, który ledwie wyrósł. - starszy uderzył pięścią w stół. - To brzmi jak herezja. - - Dobra, już spokojnie, powiedz mi więcej o tym oficerze. - Opróżnił szklankę. - Nazywa się Proximus, jakoś tam...