Śmiesznie jak to życie się toczy.. z roku na rok zaskakuje mnie coraz bardzej, a ja, czuje się raczej jego obserwatorem, niż jakimś aktywnym użytkownikiem. Czuję, że to co dzieje się dookoła mnie, to jest to "życie", o którym mówią te wszystkie mądre porzekadła. A ja sobie jestem, w moim małym świecie. Nie rozumiem życia i tego całego wielkiego "halo" wokół niego. Z jednej strony trzeba pogodzić się brutalnością i ograniczeniem pewnych ludzi, z drugiej nie stracić własnego "jestem". Gdzie tu kompromis? W byciu "brutalnym jestem"? Człowiek na codzień spotyka się z taką niesprawiedliwością, ranieniem drugiego w imię "jestem fajniejszy, silniejszy i w ogóle och ach", że codziennie traci wiarę w dobro. Tu zło, tam zło.. I to dobro, które starasz się czynić, gdzieś ginie, jak przecinek w złożonym zdaniu złych wyrazów.. Już nawet narzekać jest wstyd, bo codziennie coś. Sam siebie człowiek nudzi. Nawet reklamacji nie ma do kogo napisać.
Do Twórcy życia? - macie wolną wolę
Do tego złego? - moja zła wola
Do tego dobrego? - ja jestem ok, bo ja coś robię.
Do siebie samego? - kurde, znowu moja wina(?)
I tak to się toczy.
Tak sobie ludzie dzisiaj PACZĄ - i tak ŻJĄ.
Bo po co patrzeć i wdzieć - i być?