widoczna, ale pozostająca w cieniu.
wierząca, ale mająca chwile zwątpienia.
kochająca, ale tylko tych, którzy na to zasłużyli.
dlaczego trzeba podejmować decyzje? czasem niby tak błahe, ale jednocześnie jak ważne.
kiedy stajemy w obliczu poważnych, wtedy często zachowujemy się jak tchórze chowając głowę w piasek.
...
nie powinnam tak szybko dorosnąć.
mimo iż chcę już zasmakować uroków dorosłości to jeszcze gdzieś głęboko jestem małym bezbronnym dzieckiem, które nie potrafi decydować co jest ważne, a co nie. czego mi trzeba, co chce w życiu osiągnąć, za kim podążać, kogo naśladować. nie chcę! jeszcze nie teraz... jeszcze nie...wszystko się dzieje za szybko.
kiedy wyciągam dłoń w obliczu cierpienia czasami nikt jej nie chwyta. może dlatego, że wyciąga do niego zbyt wiele osób dłoń? może dlatego, że nie wie którą z nich złapać? może dlatego, że sam cierpi? może wtedy powinny się nasze dłonie złapać wzajemnie i utrzymywać sie w uścisku jedności. poczuć jak to dobrze jest mieć przyjaciela. wiernego. oddanego. szczerego. takiego przy którym nie ma podtekstów i kłamstw.
paradoksem jest to, że nie wiem którą drogą mam podążać. słuchać głosu serca i podążać za marzeniami walcząc o ich spełnienie? czy zostać realistką pozbawioną złudzeń? a może poddać się bez walki, nie przystąpić do niej?
wiem, że nic nie wiem.
nawracając ludzi zapomniałam o kimś. mianowicie o sobie. tak bardzo zatraciłam się w tym wszystkim. zgubiłam się w życiu.
utknełam w martwym punkcie. tak, teraz potrzebuje tej ciepłej dłoni, która obroni mnie przed złem i pomoże podjąć walkę. i ją wygrać.
o zły losie...
mając przed sobą szklankę. na pozór ze zwykłą kawą, która ogrzewa od środka. dzięki niej nie czuję już zimna. kiedy biore łyk do ust w pierwszym momencie odczuwam tylko smak tej zwykłej kawy, ale po chwili dociera do mnie jakże słodki smak wanili, która niesie ze sobą rozkosz w ustach...
bądź moją kawą. ale taką z wanilią. tą słodką... najsłodszą...
wpadam w nicość.