Na zoomie, masakra jakość. Ale Alicja tak ślicznie robi zdjęcia ;)
Dzisiejszej jazdy na Elizce nie zaliczam do udanych ;<
Miała gorszy dzień. W galopie masakrycznie się wieszała na wędzidle, zero kontaktu.
I miałam nieprzyjemną przygodę :(
Galopowałyśmy od stajni i Eliza poszła mi w bok, w stronę lasu. Nie mogłam jej zatrzymać;
Dostałam kilkoma gałęziami. No ale w końcu się zatrzymała. Chciałam nia zawrócić a ta skok w bok
i znowu galopem! przez krzaki, drzewa. Nie miałam co marzyć żeby ją zatrzymać.
A tam drzewa rosną tak w łuki że nawet jak konie same ida to się schylają.
Jedyne co to pomyślałam i przytuliłam się do jej szyji. Dziwne, że nie spadłam
Ale głowa ucierpiała ;( Zaryłam chyba w kilka drzew. Jak się zatrzymała w końcu to byłam blada, roztrzęsiona i ze łzami w oczach heh.
Ale posiedziałam, uspokoiłam siebie i ją i spowrotem na łąke.
I znowu galop. No ale w końcu jej odpuściłam bo to było bez sensu.
No a głowę mam rozciętą, jednego ooogromnego guza i dwa mniejsze ;(
Mama mnie jakiś krwiakiem straszy hah
A teraz muszę kończyć i iść suszyć włosy, pakować się itp.
bo jadę na wiochę :)
Będę w niedziele wieczorem, buzioleee ;*