Doprawdy. DOPRAWDY.
Wychodząc przez schody trafiasz na siebie. Ludzie to kołtuny, nieznośne kołtuny.
Biegnę. Nie mam jak, nie mam nóg. Zamykam oczy i kiedy je otwieram widzę tylko chmury.
Jestem ptakiem, jestem wolna. Z radością przymykam oczy, czuję uderzenie,
słyszę krzyk i odgłos łamanych kości. Spadłam z drzewa.
Dźwiękiem okazało się drewno w ognisku, a krzykiem osoba
umierająca obok. Co za ulga.