Moja euforia trwała aż niecałe 24 godziny, więc już koniec taryfy. Trzeba sie teraz powkurwiać. No i za co??!! Poza tym, że własny ojciec we mnie nie wierzy i myśli, że nigdy mi nic nie wyjdzie, opucz tego, że już mi sie we łbie pojebało od zmian dat i środków lokomocji dotyczących wyjazdu na święta, oprucz również tego, że wszyscy maja moje zdanie i potrzeby w dupie, to wszystko jest w zajebistym porzadku. Ale spokojnie oczywiście nic mnie to nie rusza i nie mam ochoty walić pięściami w ściany. Najgorsze, jest po prostu to, że przez 18 lat mojego życia nie znalazłam sposobu na ujście moich negatywnych emocji. No i jaki to wszystko ma sens? Ciekawe jak dlugo jeszcze będę udawać, że wszystko jest ok. Któregoś dnia w końcu wybuchnę. Zamknęlam jedne sprawy, to znalazły sie inne, jeszcze bardziej dołujące i wkurwiające. Zadziwiam sama siebie, że wytrzymałam aż tyle. Pare osób miało racje. Daje kierować swoim życiem jak sie komu podoba. To jest moja słabość, nie umiem odmawiać osobom, które kocham, a potem narzekam xD.
Nie, nie jestem idealna, chociaż sie staram. I po kpy?