[nieprzyzwyczajona do mechanizmów machiny zwanej fbl, skasowałam sobie notatkę niesamowicie inteligentnie skomponowaną. to ją odtwożę, że tak sobie pozwolę napomknąć przez drążeniem tematu włąściwego]
przebłysk poczytalności mego niepoczytalnego do reszty mózgu sprawił pojawienie się na horyzoncie photoblogowego parcia na szkło mnie. I, o dziwo wielkie!, nie jest mi z tym tak źle, jak sie spodziewałam.
Z nieporuszającym mnie wzruszeniem przeglądam mój tegoroczny dorobek ocenowy. Wychodzi mi z niego, jakby nie było czarno- na białym, że niejaka nijaka panna M. posiada mniej a więcej dziewięć ocen cząstkowych opacznie zwanych szóstkami, siedem pięć plusów, trzydzieści trzy ( Chrystutowe lata, psze państwa, z wielkiej litery przez szacunek pisane państwa, bo szacunek dla państwa jako- taki mam) piętki gołe, bo bez plusów, jedenaście cztery plus, osiem dobrych, potocznie zwanych przez paleontologów, archeologów, urologów i czasami przez jakże niekompetentnych specjalistów czwórkami, siedem trzy plus. O trójkach wykładu nie dam, bo ich nie mam. Dwój, prawie, nie mam. A szmaty zamierzam pozbierać w następnym półroczu, gdyż potrzebne będą mi do stażu na etatową sprzątaczkę ludzkich zababranych serc.
I nagle, a co nagle to po diable, zdaję sobie spawę z tego, że to nie moje oceny. To liteki związane ze znaną panią od kryminalistyki niepotrzebnej. Tak, tak. jestem specjalistką od kryminalistyki niepotrzebnej, bo nieprzydatnej nikomu, oprócz mnie, czyli nieprzydatne właściwie nikomu, bo ja, jak wiadomo, to tylko ja. Beznadziejna beznamiętność, jaby powiedziałą moja nieulubiona postać książkowa- mol książkowy, którego nazwą zwyczająwą jest panna M.
dziąkuję za niewczytanie się w iście królewski monolog idiotycznie patetycznej jednej takiej.
"o szóstej sześć czasu ziemskiego otyły astral utknął w tunelu". tak więc odżywiać mi się tu łądnie!
a ewentualne komentarze kasuje...