Sama sobie sprawiam ból. Robię to z cholerną, właściwą sobie, upartością.
Jedna jedyna systematyczna rzecz w moim życiu.
Podróże pociągiem/autobusem wręcz same skłaniają do przesadnych rozmyślań.
Po raz kolejny doszłam do wniosku, że to ode mnie zależy, jak będzie wyglądać mój kontakt z ludźmi.
Tylko ode mnie. Tzn... nie zrozumcie mnie źle. Właściwie brałam pod uwagę te tony ludzi, które/ych znałam w całym swoim życiu, a z którymi nie utrzymuję kontaktu. Zmieniło się wszystko, nie wspominając o priorytetach i ogólnych okolicznościach... No, ale nieważne. I wiem, że stało się tak tylko dlatego, że ja się przestałam starać. Właściwie, chodzi o to, że tu się pojawia
kolejna boląca mnie myśl: tylko mi zależało i wystarczyło tylko, żeby na chwilę to wyłączyć,
i od razu wszystko się psuło - wybaczcie zwrot, ale pierdolę coś takiego.
Z JAKIEJ RACJI MA ZALEŻEĆ TYLKO MI?
Nie potrzebuję naciąganych znajomości.
Nie mam zamiaru łasić się do wszystkich, żeby mieć tylko kogoś.
Bo do cholery, ile można.
Jestem gruba i sfrustrowana. Mam dość.
Idę robić pierniki i znowu popodjadać.
***
Zostawiam Was z LINKIEM [taki psi pajacyk], który jak mało innych,
naprawdę jest godny stanowienia strony startowej.