gdybym nie zaznała miłości Bożej, dzisiaj bym była chodzącą istotą niedoceniającą życia.
rozwiązania problemów szukałabym w piciu, ćpaniu, paleniu (bardzo inteligentnie !)
podcinałabym sobie żyły i cieszyła się, ze to niby mi w czymś pomaga.
ważyłabym z 40kg i pewnie nadal bym płakała, że jestem gruba. haha
wbijała sobie w głowę, że jestem czymś niepotrzebnym, tylko stwarzającym kłopoty
teraz widzę, że największą odwagą jaką człowiek ma okazję wykazać, to ta w której nalezy otworzyć oczy i przejść zwartym i gotowym przez życie, podejmująć każde wyzwania,
a nie taką, w której możemy pokazać jacy jesteśmy fajni niszcząć fizycznie samych siebie i doprowadzając do poziomu zera
tak, byłam niesamowicie zagubiona. obwiniałam samą siebie o wszystko, nienawidziałam siebie.
przebaczyłam samej sobie. wszystkie moje chore myśli ustąpiły
od tamtej pory czuje się innym człowiekiem. jedynie chyba czego mi brakuje, to poczucia szczęścia.
przez te smutne dni powracam do starych jebanych czasów... ale potem myślę sobie "kurwa, co ty odpierdalasz dziewczyno?! brak ci tej jebanej odwagi, by dogonić życie i dotrzymywać mu kroku?"