bosz. co za dzien. o siódmej czterdzieści pięć nieprzytomnie siedziałam w fotelu z kubkiem gorącej kawy otwierając na siłe oczy i przytakując nieświadomie Pannie Marii. Fakt, faktem kawa nie pomogła.
Drugim jakże mądrym posunięciem było otworzenie okna- tak wietrzyłam pokój i siebie przy okazji, cale trzydzieści minut. Skostaniała siedziałam na łóżku, szczękając zębami.
Taaak. efekt? Równie powalający- byłam zmuszona ruszyć swoje dupsko i wygrzebać dawno schowane swetry, wybrać ten najodpowiedniejszy i zrobić sobie gorącej herbaty. Co to za pogoda? Czerwiec, ba! Połowa czerwca, a na termometrze ledwo dziesięć stopni.
Słońca, słońca!
Jutro, ostatni poniedziałek w tych naszych owojonych szkolnych ławkach, w tym gronie, z tymi nauczycielami. Ostatnia lekcja uswiadamiajacego wdżwr, germanizujacego niemieckiego, no i zacnej fizyki. oO.
Odliczam dni, do 4 lipca.
Do 18 lipca. I do J e g o przyjazdu.
u w i e l b i a m ;*
Użytkownik zakreconaana
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.