Trudno jest uśmiechać się, gdy od środka Cię rozpierdala. Gdy chce Ci się płakać, i napływają łzy do oczu. Gdy chce Ci się wrzeszczeć. Ale ja po prostu nie chcę swym smutkiem martwić innych i pomimo wszystko staram się uśmiechać. Jednak kiedy wracam do domu ze szkoły, z imprezy, z zakupów. Wyglądam zupełnie inaczej... Wtedy rozpuszczone włosy zamieniam w kucyk, zmywam cały makijaż z twarzy, zakładam ulubiony, stary sweterek, obcisłe rurki zamieniam w luźne, wygodne szorty, a wysokie buty na wełniane, ciepłe skarpety. Zaszywam się w cichy kąt ze słuchawkami na uszach. Słucham tych piosenek, z którymi mam wiele wspomnień i którymi katuję się za błędy i za wiele innych rzeczy, łzy lecą mi po policzkach nieustannie. I siedzę tak do świtu, a gdy wszyscy śpią i nikt mnie nie słyszy, biorę żyletkę. Nikt nie wie, co dzieje się ze mną naprawdę, gdy jestem całkiem sama zalana łzami, zaszyta w cichym, spokojnym zakątku mojego domu. I nikt nawet nie napisze tego jednego cholernego sms-a z treścią: "co tam?" lub "wszystko okej?" lub "jak się czujesz?" lub jeszcze inaczej, pomimo to, że wiedzą że mnie rozpierdala ból, cierpienie. A ja siedzę z tą głupią nadzieją "jeszcze trochę poczekam, może jednak"....
M.W.
Uwielbiam się tym katować: http://www.youtube.com/watch?v=WWokU6Owwd4 <3