Miałam plany, imprezy, zabawy, wakacje... wszystko się posypało.
31 stycznia ktoś napadł na moją przyjaciółkę : próba gwałtu.
Zadzwoniła do mnie następnego dnia tłumacząc przez telefon o co chodzi, idąc tam nie wiedziałam czego się spodziewać... wiedziałam, ze jest silna, ale w takiej sytuacji nie była... W głowie tylko : "Co mam jej powiedzieć? Czy będzie płakać? Czy ja się nie rozkleję? Jak bardzo zdążył sie do niej zbliżyć? Dlaczego ona?"
Przyszłam, zaczęłyśmy rozmawiać, nikt nie płakał, nic strasznego jej nie zrobił, trochę wystraszył, lekko zranił.
Myślałam, że będzie dobrze...
W domu dotarło do mnie, że to moja wina! Byłam z nią w tym parku, kilka minut wcześniej, mogłam ją odprowadzić, na całe szczęście nic jej się nie stało.. a mogło. Co bym wtedy zrobiła?...
Wiele rozmów, myślałam, że po za tym, że jesteśmy teraz wożone samochodami nic się nie zmieniło, do czasu aż zaczęłyśmy wychodzić same..
Ciągłe oglądanie się za siebie, każdy facet był podejrzany. Potem był pierwszy dzień kiedy wkurzałyśmy się na siebie o każde słowo...
Potem osiemnastka mojego brata. Byłyśmy obie. Byli znajomi. W tym chłopak, który mi się podoba, jej zresztą też. Zawsze wyznawałyśmy zasadę kto pierwszy, potem nie wolno tknąć "wybranka" drugiej. Ja byłam pierwsza. A ona? Ona się najebała i nie wyznawała tej zasady... Z jednej strony nie mogę mieć do niej żalu, bo nic nie zrobiła, ale sam fakt, że ON zwracał uwagę na nią, nie na mnie, to, że ona się do niego przytulała wyprowadził mnie z równowagi. Nic nie zrobiłam, bo co miałam zrobić. Ona ostatnio często tuli się na imprezach.
Ona jest dobra, kocham ją jak siostrę, jako jedyna mnie rozumie i przy mnie jest zawsze.
Powiedziałabym jej o tym, przyjaźnimy się, ale ona ma za dużo problemów, nie chcę jej dokładać kolejnego.
Wszystko przez 31 stycznia, wszystkie plany poszły się jebać.
Tracę grunt pod nogami. Tyle złości przez tego gnoja, który chciał jej to zrobić.
Dziś 3 dzień nie gadamy, sama nie wiem dlaczego, od kilku dni zero odzewu, ani na fonie, gadu, czy photoblogu... Nie wiem co się dzieje, jakoś nie chcę wiedzieć.
Mam też własne problemy, takie jak np ponowny atak jedzenia i wymoitów.
Nic się nie układa. Nie mam teraz z kim porozmawiać...
Ktoś kto to czyta pomyśli "ale problemy" ... mam to gdzieś, to wszystko rośnie we mnie od małego. Nie mam już siły. Nie ma mi kto pomóc.. A problemy nie są śmieszne, zrozumie to tylko ktoś kto ma podobne...
Czy kiedyś jeszcze wszystko wróci do normy?
http://www.youtube.com/watch?v=K5pPiY-NS1o
Potrzebuję snu, więcej czasu, spaceru, Ciebie i mobilizacji.