mój dzien kobiet był do dupy...
zyczenia złozyl mi najpierw sąsiad... o ironio znam go tylko "na dzien dobry" bo wychodzimy z psami o podobnych porach...
potem brat....
a potem długo długo nic....
a potem był poniedziałek...
w niedziele obudził sie we mnie feminizm w momencie gdy stanełam w kwiaciarni i kupiłam paczke tulipanów a pan sie za mna zaczoł protestowac... -Ależ prosze pani to ostatnie! Na dodatek te ładne pani zabrała! Dzis dzien kobiet co ja zonie dam!....
a ja : - Gówno mnie to obchodzi! Trzeba było okazywac miłosc cały rok a nie dzis akurat sobie przypomniec ze to My nosimy spódnice!...
dobra prawda jest taka ze łza mi sie w oku zakreciła gdy w kwiaciarni kupowałam paczke kwiatów... sama sobie... sama dla siebie... przeze mnie dla mnie... odemnie dla mnie... kobiety na traktory.... kiedy to ja ostatnio byłam w spódnicy? ... a kiedy dostałam kwiaty...
spedziłam te feralna niedziele na ogladania Panny Marple z Mama.... widzialysmy ja juz setki razy i znałysmy rozwiazania zagadek... ale dziwiłysmy sie jak za pierwszym razem... zajadałysmy ciasto które przyniosłam wraz z tulipanami... wielki k... grecki teatr...
siedzie we mnie w tej chwili cos z Carrie Bradshaw.....
"Czy aż tak potrzebujemy aby Nasi mezczyzni przynosili Nam kwiaty i obsypywali dowodami miłosci w postaci czekoladek? Czy w dobie feminizmu równouprawnienia kobiet i pełnego wyzwolenia z kajdan chcemy aby dostrzegali ze jestesmy kruche piekne delikatne porcelanowe?" -napisałaby siedzac na kanapie w pomietym nietwarzowym podkoszulku z papierosem w dłoni i wciąż ta sama konska szczęką... a potem (ale to juz moja mściwa wersja tej postaci) roz... doliła by bejsbolem wystawe sklepu z Misiami i rózami.... wróciła do domu i dopiała na dole strony "Tak k....!" i małym druczkiem " .... choćby za porody"
PS... kupilam aparat... ale nie łódźcie sie ze to zrobi ze mnie mistrzynie fotografii albo zagesci wpisy.... w ogóle to bez kija nie podchodz....