Ludzie odchodzą. Teraz są a później ich już nie ma. Nie chodzi mi o śmierć, choć ona też jest trudna, ale o sytuacje , kiedy ktoś tak po prostu znika z życia. Czasem jednak łatwiej jest wmówić sobie, ze zmarł, niż przyznać, ze jest gdzieś blisko, ale nie możemy z nim pogadać. I właśnie wtedy zaczynasz się zastanawiać czemu go nie ma ? gdzie jest kiedy go najbardziej potrzebuje. Ale prawda boli jak cholera. Patrz, stoi tu&. Teraz już nie chce Cie znac, nie chce z Tobą rozmawiać nawet na Ciebie nie spojrzy. Wtedy właśnie następuje ogromna fala bólu i morze wylanych łez, aż w końcu zaczynasz o nim zapominać, zawierasz nowe znajomości , które rozwijają się tak dobrze jak poprzednia. Jednak to nie jest to samo. Nadal masz przed oczami tę twarz, czytasz wasze archiwum, którego nie potrafisz usunąć i masz wrażenie, ze czegoś Ci brakuje. Mija trochę czasu i zapominasz tak na serio . Masz już kolo siebie nowych, wartościowych ludzi. A tamten człowiek? Już nawet o nim nie myślisz. Czasem tylko kiedy ja mijasz idąc ulicą zastanawiasz się czy jej też się ułożyło . I zaczynasz żyć jej szczęściem. Teraz już nie chcesz jej zniszczyć, zemścić się z to co Ci zrobiła, tylko nadzwyczajnej w świecie wybaczasz jej.
A co kiedy ona wróci i okaże się, że jednak u niej nie jest dobrze? Ze ma problemy i tęskni? Chociaż wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy? Olejesz tak, jak ona kiedyś czy wybaczysz i przygarniasz do siebie ?