Przerobione.
Zatrzymałam się przed przedostatnim rozdziałem i nie chce dalej czytać. Trzeba przyznać, że Trudi Canavan zna się na pisaniu. Do jej książek można wracać bez końca, a i tak będą poruszać tak samo jak na początku.
''[...]Poczuła zimny dreszcz.
-A co jeśli...
-Tak czy inaczej umrzemy.- Jego głoś brzmiał pewnie. -Wyślę ci moją moc. Musisz walczyć. Spójrz w górę, Soneo.
Podniosła wzroki poczuła uścisk w rzołądku. Kariko stał nie dalej niż dziesięć kroków od niej. Spojrzenie miał utkwione w dachu Uniwersytetu, skąd sypały się pociski. Popatrzyła w tamtym kierunku i obok Balkana dostrzegła dwie znajome twarze.
-Ty nas nawet nie osłaniasz, Soneo -szepnął Akkarin.
Przebiegł ją dreszcz. Gdyby Rothern i Dorrien nie zaatakowali, ona i Akkarin byliby...
~ Weź moją moc. Uderz póki on nie zwraca na ciebie uwagi. Nie pozwól, żeby wszystko, co zrobiliśmy i wycierpieliśmy, poszło na marne.
Potaknęła. Kiedy uderzenia od strony Uniwersytetu zaczęły słabnąć, wzięła głęboki oddech. Nie ma czasu na wyrafinowaną taktykę. To musi być coś prostego. Zamknęła oczy, zebrała całą siłę i całą swą złość na Kariko - za to, co zrobił Akkarinowi i Imardinowi. Poczuła też przepływ jego mocy.
Otworzyła oczy i skupiła się na Kariko i jeo towarzyszach.
Przywódca Ichanich zachwiał się i cofnął. Jego tarcza utrzymywała się przez chwilę, po czym otworzył usta w bezgłośnym krzyku, a uderzenie gorąca przepalilo jego ciało. Drugi z Ichanich cofnął się, zdążył jednak zrobić jeszcze kilka kroków, nim magia Sonei przebiła się przez jego tarczę i zwęgliła również jego. Sonea triumfowała. Pozostał już tylko ostatni Ichani. Czuła jednak, że jej moc sie wyczerpuje. Gdy tamten zbliżył się do niej, ogarnął ją strach. Zaczerpnęła ostatni strumyk mocy i posłała go w jego kierunku. Ichani szeroko otworzył oczy, a jego tarcza zachwiala się i - kiedy Sonea wykożystała ostatki swoich sił - upadła. Fala gorąca rozerwała go i runął na ziemię.
Zapadła cisza. Sonea wpatrywała się w trzy ciała leżące przed budynkiem Uniwersytetu. Czuła sie kompletnie wyczerpana. Żadnego triumfu. Żadnej radości. Tylko pustka. Zwróciła się ku Akkarinowi.
Na jego ustach pojawił się uśmiech. Oczy miał otwarte, ale utkwione gdzieś daleko. Kiedy się puruszyła, dłonie na jej nadgarstkach rozluźniły się i osunęły na ziemię.
-Nie - szepnęła. - Akkarin! - Chwyciła go za ręce i wysłala swoje myśli ku niemu. Nic. Nawet iskierki życia.
Oddał jej zbyt wiele mocy.
Oddał jej wszystko.
Przesunęła drżącymi palcami po jego twarzy, pochyliła się i ucałowała jego pozbawione życia usta. Objeła go ramionami i wybuchnęłą płaczem.''