Lubię być piękna, gdy nikt nie patrzy. Delikatnie malować oczy perłowym cieniem, zmysłowo nakładać poziomkowy błyszczyk na usta gdy zachodzi słońce. I czekać. I czekać, aż niebo osiągnie najgłębszy poziom nocnego granatu.
Wtedy w długiej, czarnej satynowej sukience i szpilkach, nucąc "Nights in white satin" wychodzę z domu. Tańczę na krawężnikach. Rozmazuje tusz do rzęs poprawiając włosy.
Na samotnej ławeczce pomiędzy dwoma dębami, w świetle miejskiej latarni pije szampana z wysokiego kieliszka. I znów czekam. Otwieram niebieską parasolkę. Nieważne czy pada. Chociaż zawsze pada.
Spod zamkniętych powiek obserwuje cichy, nocny świat, czasami przerywany echem samolotu, śmiechem z zapełnionych mieszkań. I czekam.
Czekam.
Czekam......
...na?...