Myślałam o dupie Maryni, kiedy nagle, pod wpływem widoku czterech tajemniczych cyfr przedzielonych w połowie dwoma kropkami, układające się w obraz 17:37, olśniło mnie. Zerwawszy się z miejsca, krzyknęłam: "Mon Dieu! Co ja tu robię?!". Niemalże biegnąc wpadłam do pokoju i porwawszy szary zeszyt... zaczęłam wymyślać niezmierzoną ilość powodów, dla których mogłabym się nie uczyć.
Spać. Czuję się jak potrącona przez walec - zupełnie bez energii. A to dopiero 3 stycznia.
Za najpiękniejszy uśmiech świata.