W kościele było wręcz tragicznie.
Przestałam słuchać kazania, które między Bogiem a prawdą, było nieciekawe, dość niespójne i kaleczyło moje uszy. Mając gdzieś, co pomyślą sobie ludzie oparłam się dyskretnie głową o drzwi. Ogólnie rzecz biorąc lubię czuć bicie swojego serca. Leżeć na przykład w nocy i słuchać, jak pompka utrzymuje mnie przy życiu. Ale kiedy dziś w kościele czułam tętno wszędzie: na szyki, ramionach, dłoniach, udach i gdzie tam jeszcze, wcale mi przyjemnie nie było. Panował taki zaduch, że myślałam, iż padnę. Mój organizm widocznie kiepsko radzi sobie z parnym powietrzem i dało mi tego szczegółowy wyraz na Mszy. Prawie mnie ścięło z nóg.
Więc jeśli dziś będzie padać, to wybiegnę na dwór, odrzucę odzienie i z szaleńczą radością będę boso skakać po kałużach, a potem zrobię krwawą orgię ku czci deszczu. To znaczy, zrobiłabym ją, gdybym miała z kim. A potem będę smażyć się w piekle.
- 21 sierpnia, o godzinie piętnastej odbędzie się w Zadupiu Msza święta za cośtam - oznajmił ksiądz z ambony, choć chyba nie tak to ujął. Westchnęłam po kryjomu i zastanowiłam się, gdzie będę 21 sierpnia o 15. Ledwo powstrzymałam błogi uśmiech, kiedy doszłam do wniosku,że najprawdopodobniej będę chodzić po uliczkach Krakowa, zmierzając na koncert.
W radio usłyszałam reklamę CLMF i mimowolnie się uśmiechnęłam. Będę jechać całą noc na drugi koniec Polski, potem zwiedzę Kraków, a na koniec zobaczę MUSE na żywo. Rany.... Marzenia stają się rzeczywistością xD