Tak to jest, kiedy Łeł coś planuje. Miała być cudowna noc z samotnym leżeniem na kocu, egzystencjalnymi rozważaniami i podziwianiem spektaklu wszechświata, a skończyło się na siedzeniu na ławce w towarzystwie nie milknącego, narzekającego na małą ilość gwiazd Młodego.
W końcu nie wytrzymałam i kazałam mu się zamknąć. Westchnęłam głęboko rozkoszując się ciszą, usadowiłam się wygodniej na ławce, zobaczyłam jedną spadającą gwiazdę i na temat rozmyślań wybrałam kierunek, w którym dąży ludzkość, kiedy usłyszałam:
- Była!
Jęknęłam w duszy.
- Pomyślałeś życzenie?
Skrzywił się.
- Zapomniałem
Historia prawdziwa.
Bo w nas odciśnięto piętno.
Westchnęłam smutno. Przemieszałam ziemniaki, smętnie patrząc na gotującą się wodę. Stasiek leżał, jak zwykle, w łóżku. Poczułam znajome ukłucie bólu, kiedy po raz setny dotarło do mnie, że jego czas dobiega końca. Biedaczek. Co prawda... nie był... dobrym mężem. Miał ciężką rękę, traktował mnie trochę przedmiotowo, ale, na Boga!, ostatnie czego chciałam, to jego śmierci. Może i byłam głupią dziewuchą, ale kochałam go. Zawsze wierzyłam, że kiedyś się zmieni. Poczułam wilgoć pod powiekami i wcale mi się to nie spodobało. Jak ja sobie bez niego poradzę? Piątka dzieci, gospodarstwo...
Sięgnęłam po pokrywę garnka.
- Wandaaaaa! - usłyszałam jego przerażony głos. Pokrywa wypadła mi z ręki i uderzyła z głośnym brzdękiem o piec. Wytarłam szybko dłonie w fartuch i pobiegłam do pokoju. - Waaandaaa!
Wpadłam do pomieszczenia. Stasiek ściskał kołdrę na piersi tak mocno, że pobielały mu kłykcie. Zdziwiłam się, bo zwykle nie miał siły by odwrócić głowę. Widziałam, jak cały się trząsł.
- Stasiek... - szepnęłam zdezorientowana. Wpatrywał się szeroko otwartymi oczami na ścianę na przeciwko, choć nic tam nie było. W jego źrenicach palio się śmiertelne przerażenie.
Rzucił na mnie okiem, a potem z powrotem wlepił wzrok w ścianę.
- Wanda - trząsł mu się głos. - Chłop z widłami na mnie idzie!
Wybałuszyłam oczy, patrząc to na niego, to na ścianę. Czułam, jak tężeje mi krew w żyłach.
- Wanda... - jęknął. - Nie...
Zrobiłam krok w jego kierunku. Byłam przerażona, ale nie chciałam go zostawiać samego.
Skulił się w sobie, jakby ktoś wszedł na łóżko i się nad nim pochylał. Oddychał spazmatycznie wpatrując się gdzieś w sufit.
Jęknął i zamilkł.
Zamilkł na wieki.
Dziś jest zły dzień. Bardzo zły dzień. Gdybym wierzyła w zabobony, zrzuciłabym całą winę na piątek 13.
Dziś nie zdarzy się nic dobrego.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24