Stanęłam przed lustrem. Cholera, wyglądam jak jakaś pieprzona księżniczka z tymi kłakami.
A jak powinny ubierać się księżniczki? - zapytała. Choć jej głos był miły dla ucha, podszyty był pewnością siebie.
W sukienki - odpowiedziałam, nie zastanawiając się ani chwili. Ciągle patrzyłam na tą moją gębę jak u jakiejś księżniczki.
No właśnie - zaczęła - więc...
Dobra, dobra - weszłam jej w słowo - ubiorę tą pieprzoną sukienkę.
Stałam w kościele, patrząc na barokowy ołtarz. Nie lubię barokowych kościołów. Brzydki ołtarz i zimne, nieprzyjemne ściany. Zastanawiałam się, co to za osoba na obrazie, kiedy doszedł mnie głos księdza witającego dzieci.
- Drogie dzieci. Przyszliście dziś tutaj... - Słuchałam go, patrząc na obraz. Miałam ochotę wywrócić oczami. Okay, ja rozumiem, że ksiądz to celibat musi przestrzegać, przynajmniej teoretycznie, ale on też ma jaja! Czy musi tak mówić monotonie? I że on niby ma nadzieję, że te dzieci go słuchają? Nawet ja nie umiałam skupić się na jego słowach. Mówił tak, jak ja w podstawówce, recytując wiersze. Na na na na na na, na na na na na! Na na na na na na, na na na na na na...
Ksiądz, jakby czytając mi w myślach, na mszy akcentował każde słowo, bulwersował się, podnosił głos, zawieszał go dramatycznie... No nie mogłam się powstrzymać i wywróciłam oczyma. Jak w teatrze, kurna. Ja na msze przyszłam, a nie na przedstawienie.
Śpiewano również. Jak usłyszałam sposób, w jaki to robią, to chciałam po prostu wyjść. Daaaaaaaaaaaaaaj miiiiiiiii Jeezuuuuuuusaaaaaa, oooo Maaaaaaatkooooo moooooojaaaaa.
Dzizaz, pomyślałam, jakby ktoś mnie tak wielbił, to wkurzyłabym się na ten mój lud i zesłała na niego jakiś potop. Przecież ten chwalebny śpiew raczej przypomina agonalny jęk.
Stałam więc tak, bawiąc się butami, odkrywając ich wspaniałe właściwości przenoszenia punktu ciężkości i w myślach śpiewałam tak, jak mi się podobało.
I posyłałam księdzu killery.
Poszłam po Eucharystię, staję przed księdzem, a on DOSŁOWNIE cedzi przez zęby - C i a ł o C h r y s t u s a.
O Matko, pomyślałam, debil jakiś. W pierwszym odruchu chciałam odwrócić się na pięcie i uciec - taki jad z niego kipiał, ale ostatecznie posłałam mu killera i wycedziłam przez zaciśnięte zęby w sposób identyczny jak on - A m e n.
Już po wszystkim zasiadłam sobie przy stole i moim głównym zajęciem było pilnowanie się przed odpłynięciem. Zatem wciąż myślałam o biologii. Denerwowało mnie to, że mogłabym już tak dużo się dowiedzieć, a musiałam tam siedzieć i robić nic.
Ale za to dziadek nauczył mnie wiązać krawat na dwa sposoby. Ha.
Szkoda tylko, że nie będę miała komu go wiązać. A może i dobrze.