W sumie to troche czuję się jak taka madka, co zarzuca znajomych zdjęciami swoich dzieci w ilościach hurtowych. Tyle że z kotami.
No, ale to są koty. Internety kochają koty i porno.
Piekę chleb.
Będzie gotowy mniej więcej trzydzieści minut przed północą.
Choć mamy dziś wtorek, czuję się trochę jak przed weekendem, a to dzięki temu, że jutro pracuję z domu od 12. Uwielbiam moją pracę, strasznie mi tam dobrze, ludzie są najlepsi i jeszcze mi za to płacą, ale ostatnio zmęczenie materiału bierze górę. Współlokator prądkuje i gdy dziś wyplułam prawie płuca, stwierdziłam, że trzeba się nad sobą troche pochylić i zadbać. Więc jutro dresy, brak stanika, kocyk i ciepła woda z cytryną. A na deser ciasto kruche z wiśniami, co je wczoraj w nocy piekłam (gdy teraz tak sobie o tym myślę, to już rozumiem dlaczego chodzę ostatnio taka niedospana).
Zaiste, zrobiła się ze mnie perwersyjna pani domu.
Czasem czuję się jak stodoła.
Gdy sobie tak o tym leniwie rozmawialiśmy (uwielbiam), musiałam przyznać Ci rację. Długo myślałam, że wszystko jest wynikiem przypadku. Że nie ma żadnego planu, jest tylko wypadkowa decyzji moich i osób wokoło. Ale Twoja myśl wdarła mi się w umysł i rozgościła jak u siebie, więc chcąc nie chcąc dość prędko przyznałam Ci rację.
W życiu ma się do odhaczenia parę punktów. Trzeba spotkać paru ludzi, którzy staną się kluczowi w dalszej podróży, skorygują kurs, popchną w nowym kierunku. Trzeba przeżyc parę sytuacji. Nie zawsze pozytywnych. To co robisz pomiędzy tymi punktami jest bez wątpliwości w Twoich rękach, ale choćbyś nie wiem jak się starał, te checkpointy i tak zaliczysz.
Czasem czuję się jak stodoła.
Bo gdy tylko zaczęlam myśleć o Twojej filozofii, przypomniał mi się tekst Stefana Króla:
Jeśli to ka, to pojawia się jak wicher, a twoje plany są jak stodoła w obliczu cyklonu.
Coś w tym jest. Przemawia to do mnie.
I ostatnio naprawdę trudno jest mi ubrać w słowa, jak bardzo cieszę się z mojego nowego ka-tet.
Bo gdy tylko o tym myślę, czuję pod skórą mrowienie. Z tego może wyjść naprawdę epicki rozdział.