Otworzyć oczy i nie móc ich zamknąć. Leżeć i patrzeć, w czerń, o zgrozo, oślepnąć.
Zadrżeć, prychnąć i legnąć na plecach, bez tchu, bez czucia, bez zmysłów. Bo znowu, bo sen, bo pamięć, bo kac.
To sprawdzian, widzę, rozumiem, znów prycham i rękę wznoszę. Opada, na pierś, pierś ciepłą, pierś kształtną, unosi, opada, w rytm oddechów, drży i cichnie.
Puk, puk - kolano ścianę obija, kaleczę, nie czuję, nie cierpię, a krwawię i myślę, dlaczego, no czemu, no za co mi to robisz.
Dlaczego nie zostawisz, po co sprawdzasz, po co męczysz, przecież widzisz, że wierna, jak pies, jak kundel, jak głupiec.
On kładzie rękę, na mnie, na udzie, na skórze, jest ciepła, spragniona, ja drżę, on szepcze, mój szept, jego szept, rykoszet o witraże, o ołtarz, o ławki, o ściany, o Boże, proszę przebacz.
Niesie mnie, przed ołtarz, składa, cicho, czule, namiętnie, zwierzęco, ,,nie rozmawiaj'' on szepcze, ja drżę i myślę, że nie, nie mogę, zostaw, no przecież, no bo, no wiesz, odsuwam i odchodzę, ,,nie rozmawiaj" i milczę, i tkwię,
bo on, bo ty, bo ja i oni.