Ukradłam Axowej z pb, przyznaję się bez picia bicia.
____________________________________________________
Wstałam, zadzwoniłam, spojrzałam smętnie na zegarek i stwierdziłam, że chętnie wsunę się jeszcze na chwilę w czułe objęcia Morfeusza. Po piętnastu minutach wśród pościeli stwierdziłam, że mój luby odszedł i wróci Bóg jeden wie kiedy. Wstałam, podpierając się ściany i podreptałam do kuchni.
Mroczki dostałam kiedy kroiłam ser. Pomimo to wytrwałam przez dwa odcinki bajki, którą uwielbiałam w dzieciństwie (Pinki i Mózg), dopiero potem głowa rozbolała mnie do granic tolerancji. W swoim życiu doświadczyłam niejednego bólu głowy, ale ten to był szczyt szczytów.
Pełna nadziei na sen, z powrotem wślizgnęłam się w pościel.
Z łóżka wyrwało mnie dziwne uczucie skurczy gdzieś w żołądku. Kiedy już siedziałam na zimnych płytkach, ze zmarzniętymi stopami, zastanawiając się, czy mam jeszcze czym rzygać, a jeśli tak, to kiedy znowu mój żołądek pozbędzie się balastu i czy możliwe jest zwracanie treści jelitowej, w drzwiach stanęła mama.
- Widać odziedziczyłaś skłonności do migren po mnie - powiedziała tonem, który wskazywał na to, że jest z tego więcej niż zadowolona. Pokiwałam głową, myśląc, że ja chętnie wyzbyłabym się tego dziedzictwa.
Cudowny dzień.
Kursowanie między łóżkiem a łazienką sprawiło, że zrzuciłam dobre 20 kilogramów.
Potem zażyłam tzw. antyrzygacz i jakoś się trzymam. Choć czuję się przeżuta, nadtrawiona i wypluta. Całkiem jak moje śniadanie. Taką rewolucję przeżyłam ostatnio po tym, jak w przedszkolu koleżanka poczęstowała mnie starymi bezami.
Ech, wspomnienia.