jak łatwe wydaje się być życie z początkowej perspektywy.
Jak lekko i beztrosko potrafimy spojrzeć na daną sytuację do czasu gdy nie przyjdzie nam się z nią zmierzyć.
Codziennie realia psują nasze przyjemne aspekty życiowe.
Odrzucają wszelkie pragnienia,założenia czy nawet głęboko schowane marzenia.
Z reguły spokojnie jest o tej autodestrukcji mówić
O wiele gorzej jest się w danej chwili znaleźć.
Pogubieni we własnym życiu nie mamy czasu zastanowić się nawet nad sensem tego wszystkiego.
Wierzymy we wpajane nam zasady.
Czy da się wyciągnąć z tego jakiekolwiek korzyści?
Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć i chyba przez długi czas to pytanie będzie ze mną szło przez życie.
Potrafię wchłaniać emocje niektórych ludzi.
Czasem tych ,którymi nie powinnam się nawet w najmniejszym stopniu interesować,
a w dużym stopniu zaczynam żyć ich życiem.
W natłoku obowiązków zapominam o swoim drugim "ja".
Tęsknie za nim.
Chciałabym potrafić obcować na codzień z moim odrębnym obliczem.
Nie mam zielonego pojęcia do czego dąże.
Jestem słaba i za szybko się gubię w tym co robię i co mnie otacza.
Bywają momenty,które wymuszają na mnie wytworzenie ochronnej bariery.
Czegoś w rodzaju ochraniaczy przed powtarzającym się bólem,nazywam to dystansem.
W rzeczywistości jest to odrzucenie własnych emocji;złych,dobrych czy gwałtownych.
Zaprzestanie słuchania serca i ukierunkowanie na rozwiązanie występującego problemu.
Innymi słowy: robię tak,aby było dobrze,często wbrew własnej woli.
Nie wiem czy można to nazwać poddaniem się,podobno tak.
Bo z jednej strony zaprzestaję walki, a z drugiej podpisuje pokojowy pakt.
Maskujące zachowania nie wywierają na mnie jakiejś ogromnej zmiany,
bynajmniej tak mi się wydaję.
Potrzebuję więcej energi,którą mogą mi dać doświadczenia.
Potrzebuję więcej czasu,aby móc realizować postawione przed sobą cele.
Potrzebuję źródła motywacji.
W moim nieogarniętym życiu jest na szczęście czas na chwile radości,szczęście i przyjemności,
ale przytłacza je ta niemożność poradzenia sobie z resztą i poukładania swojego życia,
tylko na podstawie ugruntowanych przez innych warunków.
no to w końcu przerwa świąteczna.
Tyle czasu czekałam na to,żeby zatrzymać się choć na chwilę ,
nie otrzymując przez to konsekwencji na jutrzejszy poranek.
Jak ten czas zostanie wykorzystany to jeszcze się zobaczy,
kilka planów początkowych niby jest.
Wigilia bez śniegu to nie wigilia więc nie czuję tej całej "magi świąt" ,
szczególnie gdy muszę rozdzielać się na części.
Lecę coś zjeść bo jak narazie moim śniadaniem była tylko kawa :)
'i kolejny raz utknęłam pośród niewypowiedzianych słów, decyzja paliła mnie aż w końcu zniszczyła. moja słabość wygrała.'