Jesienny staroć.
Pogoda zrobiła się względnie lepsza, więc wczoraj koń ruszony. Wyszło piękne słoneczko i było ciepło. Co prawda, podczas jazdy zaczęło znowu wiać mocniej i momentami pod wiatr ciężko się jechało, ale w porównaniu z weekendowymi wichurami, wczoraj to był lekki wiaterek ;)
Pamirowy po 3 tygodniowej przerwie od roboty nie mógł być fajny do jazdy. Sztywny, nieregularny, kombinujący - koszmar! I gdyby nie Ania, która przyjechała w połowie jazdy, zagadała mnie i stwierdziła, że fajny z Pamira koń, to całą jazdę uznała bym za tragikomedię.
Fajne momenty były, ale jak dla mnie było ich za mało by jazdę uznać za udaną. No ale z racji, że to był rozruch, a warunki w dalszym ciągu pozostają wiele do życzenia, bo wciąż wieje nieprzyjemnie, a plac tylko w połowie nadaje się do jazdy, chyba oczekiwałam od konia zbyt wiele.
W sumie ubolewam, bo przydał by się ktoś z ziemi. Moje odczucia spod siodła, kiedy nie widzę ruchu konia, tylko czuję, mogą być mylne. No ale to na pewno nie w obecnej pracy, której już szczerze nienawidzę I muszę ją szybko zmienić, bo obawiam się, że kolejnego miesiąca tam najnormalniej w świecie nie zniosę ;)