Już koń zaczynał chodzić naprawdę fajnie, rozluźniał się, współpracował i nagle znowu d*****a. Od trzech jazd jest jakaś masakra :/ Zaczęło się od nadmiaru energii, więc obcięłam mu owies. Ale są momenty, że mam ochotę go udusić własnoręcznie.
Wczoraj już w ogóle nie dało się z nim współpracować. Pod koniec, ostatni kłus był co prawda fajny i luźny, ale galop? Koszmar, i to na lepszą stronę.
Czasem naprawdę sobie myślę, że powinnam na konie tylko patrzeć i z nimi przebywać, a nie wsiadać. Coraz częściej obawiam się, że z Pamirem dalej już nie pójdziemy, bo to jest maksimum tego co ja z nim mogę osiągnąć. A na trenera to mnie chyba nigdy nie będzie stać. Oczywiście, by mieć pieniądze na treningi, mogę wyrabiać ponad etat. Tylko wtedy nie będę miała czasu na treningi w ogóle.