- Obudziłeś mnie.
- Ja?
- No tak, Ty. Po co przyszedłeś?
- Chciałem Cię zobaczyć...
- O tej godzinie?
- No tak, nie moge...
- Prosiłam żebyś mnie nie nękał więcej.
- Przepraszam, ale nie potrafię.
- To wyobraź sobie, że nie istnieję.
- Tak się nie da... wybacz.
- Proszę zostaw mnie. Mówiłam już żebys mnie więcej nie odwiedzał. Słyszysz... ?
- Przeprasza.
- Skończ już przepraszać. Wystarczy jak sobie pójdziesz i juz nie wrócisz. Ty mnie nie uszczęśliwiasz, zrozum...
- Ale...
- Idź juz sobie. Chce spać.
- Ale co bedziesz robić jak odejdę, tak na zawsze?
- Wiesz, jakoś to przeżyję. Sądzę, że uda mi się przespać, w końcu, całą noc!
- Dobra, pójdę sobie pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Musisz mi obiecać, że gdy już zniknę zawsze będziesz szczęśliwa i, że nigdy nie pożałujesz swojej decyzji. I, że nie bedziesz mnie wspominać.
- OK. Mogę Ci to obiecać.
- To w takim razie żagnaj.
- ... poczekaj.
- Tak?
- Dlaczego, skoro wciąż mnie budziłeś i straszyłeś, nagle chcesz mojego szczęścia?
- Nie wiesz o wszystkim... Tak naprawdę to nigdy Cię nie obudziłem. Za każdym razem, gdy przychodziłem ty juz nie spałaś.
- Nie rozumiem...
- Każdej nocy sama mnie do siebie przywoływałaś. Wystarczyła jedna łza, oddech, a ja zaraz u Ciebie byłem. To Ty mnie do siebie ściągałaś nie wiedząc o tym.
- Ja? Jak to? Przecież ja się Ciebie boję. Ja Cię nie lubię, to po coś ty mi w nocy?
- To Ty decydujesz o tym czy chcesz się bać, czy nie. Jeśli choć przez chwilę pomyślałaś o strachu to wkrótce siadałem obok Ciebie
- Więc wszystko ode mnie zależy?
- Tak, kruszynko... od Ciebie. Przykro mi, że się już nie zobaczymy, ale wiem, że tylko to jest w stanie Cię uszczęśliwić. Pamiętaj jaka jest umowa - zero strachu. Noc ma być spokojna... Dobranoc.