biegam od ściany do ściany
na znikome znajome zjawy
biegam od nieba do ziemi
nie rozmawiamy z grawitacją
juz nic się nie zmieni
zatrzaskuję wymioty we wnętrzu niedzieli
patrze do góry - płoną topielce skute lodem ich ręce łańcuchy zbutwiałe rdzą obryzgane widziałam ich kroki dudniły obłoki na dole na dole się pasą w stodole rumaki na grzbietach dźwigają szpaki karłowate co oczy szkarłatne wyjadać zaczęły gdy deszcze sterczały sutkami do okien ludzkim odwłokiem zawierzam w wierze że zmartwychwstane zwierzem.