NIE MAM NOWYCH ZDJĘĆ. A WIĘC STARE Z 8 MAJA. ( Z PRZODU IDZIE DOMINIKA, KTÓRA NĘKA NAS JUŻ DAWNO, JEST TAK NUDNA, ŻE TO NORMALNIE PRZY LEKKIM SZCZĘŚCIU MOŻNA ZASNĄĆ W WJEBAĆ SIĘ DO RZEKI, JEŚLI AKURAT JEST SIĘ NA MOSTKU. Z PRAWEJ BIEGNIE BRAT KLAUDYNKI. NA ŚRODKU SIEDZI KLAUDYNA, A ZA NIĄ LEŻE JA. OLA ROBIŁA ZDJĘCIE)
Dzisiaj to był dziwnie straszny dzień. Ustawiłam sobie budzik na 7.35, do szkoły szłam na 9.30. Mama o 6.20 wchodzi i mówi: " Ada musiałabyś już wstać, bo późno jest" I światło jeszcze zapaliła, oczywiście ona nie wiedziała, że ja jeszcze spać mogę. Ale po prostu jest ofiarą, bo ona szła na 7.40.<HA HA HA> O 8.50 Klaudyna miała czekać na mnie na rogu i chciałyśmy iść do szkoły. No i przyszła, ale z swoim bratem (tym ze zdjęcia). Musiałyśmy się wracać(tzn. ja), żeby odprowadzić jej brata do jej cioci, a mojej sąsiadki. No i szłyśmy, szłyśmy i doszłyśmy. Bardzo zmęczone i jeszcze matma pierwsza. Moje szczęście jest takie, że Graża musiała zobaczyć, że liczę w telefonie na kalkulatorze, bo się czepiała, a z resztą jaki normalny uczeń liczy w słupku w zeszycie, jak ma kalkulator w komórce? -.- Przemilczę to, bo do końca lekcji musiałam liczyć właśnie w tym słupku. Potem miałyśmy okienko, które nie było okienkiem. Mieliśmy religię z Mieniem. Ogółem było nie najgorzej. On wołał "uczniów" z 3gC. No i wchodzi taki jeden dziwny i śmieszny i kiwa, jakby jakimś papieżem czy czymś był. Następna była następna religia, która była w planie, na tej lekcji mieliśmy napisać ideał chłopaka. Chłopacy ideał dziewczyny, więc Klockiewicz opisywał POGODYNKĘ Z TVNu. Ja napisałam: szerokie spodnie, luźna bluzka. Słucha rocka lub czegoś podobnego, może też być hip-hop itp. długie włosy, tolerancyjny.(nie mam dużych wyamgań, nie?) Potem była GDD, godzina do dyspozycji, na końcu było jeszcze "W" (wychowawcy) ale nikt tego nie uznaje. Najpierw musiałam napisać zaległą kartkówe. Potem siedzieliśmy, a Becia pisała pochwały itp. Klockiewicz wziął moje okulary i siedział w nich na przeciwko Beci bo sądził, że wygląda jak jakiś tam szeryf czy tam ktoś. Potem chał zapałkę, no to dostał. Był z siebie, okularów i zapałki taki dumny, że Wolanin zrobił mu zdjęcie. O 13.05 skończyłam i z wielką radością poszłam do domu. Klaudyna idzie, idzie. No i idzie, idzie. I idziemy no i doszłyśmy. W rolu nikt nie kończył o 13.05 więc chuj. Nikogo nie zobaczyłyśmy. O 15.30 pojechałam do lasku po zeszyty od Zuzi. Potem je odpisałam i zawiozłam zeszyty Klaudynie. A o 18.30 miałam je oddać Zuzi. No więc o 18.30 pojechałam z Klaudzią na rowery. I spotkałyśmy Zuzię z Żakliną. Zuzia była z psem. No i był tam jeszcze jakiś jamnik. I mnie wkurzył, bo się czaił na psa Zuzi jakby chciał go zgwałcić. No i mówię do tego psa: "No gdzie ty psie tu cały czas chodzisz? Co ty taki nachalny? Pies Zuzi ci się podoba?" A tutaj z jakiegoś ogrodu wychodzi mój nauczyciel z podstawówki i woła: "Chojrak! Do domu" Normalnie myślałam, że tam padnę. Po 30 min rozmowy pojechałam z Klaudyną do Śmiłowa. Potem do domu taką drogą:
- najpierw myślałyśmy, że nie ma drogi, która będzie prowadzić do torów.
- znalazłyśmy drogę.
- dojechałyśmy do torów.
- trzeba przejść na drugą stronę.
- na cegielnie nie ma żadnych zwykłych przejść przez tory więc poszłyśmy przez jakąś wydeptaną ścieżkę. Klaudyna na środku torów zastanawiała się co by było gdyby teraz pociąg pojechał, potem jak miałyśmy zjeść z tych torów to były problemy. (Jak są tory to z obu stron jest stromo <- tak dla nie myślących)
-z wielkim trudem przedostałyśmy się na cegielnie.
- potem idziemy i patrzymy! i co? Drzewo na drodze! No brawo. Teraz przejdź przez to.
- no to przekładałyśmy rowery.
Już dawno żaden piątek mnie tak nie nudził.
a teraz coś śmiesznego:
Wchodzi Becia na kółku teatralnym i mówi:
- Jestem Beata, jak baran, beee, beee
Mnie to dobiło.