Zdjęć nie mam, a ochota na pisanie jest. Cóż w takim wypadku robić? Wcisnąć Print Scrn i już. ;p
Bawię się z matmą. Wielu rzeczy nie rozumiem, stąd moje zakrojone na szeroką skalę poszukiwania pomocy.
Ale idzie mi całkiem nieźle. Jestem z siebie dumna! Załapałam o co biega w równaniu dwukwadratowym, wreszcie nauczyłam się stosować różnice sześcianów i jest nieźle. Dodatkowo, najadłam się tak, że koniec, za wszystkie czasy. Posiedziałam z rodzicami, posłuchałam wspomnień babci, pośpiewaliśmy, pomarudziliśmy i teraz w sumie standardowo: rodzice śpią, Krzyjdas ogląda durnoty w telewizji, komputer jest mój. I chyba to jest piękne, taki wewnętrzny spokój się czuje.
Brakuje mi nowego ołówka i kalkulatora. Dwóch moich najlepszych przyjaciół od jakiegoś czasu, trzeba się będzie na zakupy tuż po świętach wybrać. Jest mi dobrze, ale jak tylko pomyślę, o kolejnych dwóch dniach lenistwa i jedzenia to mało mi się tego chce :p
Ale potem już tylko kilka dni, umówione spotkanie z Lui, a potem sylwestrowe szaleństwo, wymarzone, wychuchane, zaplanowane, pozapinane na ostatni guzik. I tak ma być. Cieszę się z tego wszystkiego, co będzie, co mamy przygotowane i z tego czego nie zaplanowaliśmy, z tego co będzie spontanem a takie sytuacje to my lubimy najbardziej.
Jest mi źle tylko z jednego powodu. No tak cały czas siedzi mi to jakoś w serduchu. Czuję się, jakby ktoś zabrał mi jakąś część Madzi, tej życzliwej i miłej. Brakuje mi tej części jak cholera. ODDAWAJ! Nie. Nie myślę o tym cały czas. Ale stało się, stało się i ma to jakieś tam następstwa. Nie powinnam się przejmować, wiem. I obiecałam, że nie będę i słowa dotrzymam, co nie znaczy jednak, że mnie to przestanie boleć, bo pewnie jeszcze długo, długo będzie mnie to gnębić.
'Seasons in the sun' siedzi mi w głowie cały czas. A nie chcę. Bo słucham na okrągło i za jakąś chwilę mi się znudzi. A piosenka jest przepiękna i nie powinna mi się znudzić, ale znając siebie i życie za chwilę znów powrócę do Elvisa, Beatlesów, Stevensa i wszystkich moich staroci, te nigdy mi się nie nudzą. Taka ponadczasowość. Tak było i ostatnio, przy okazji One Republic, bo i 'All the rights moves' grało u mnie przez większość czasu, ale odeszło w cień i jakby straciło na wartości. Madzia brzydko postępuje z piosenkami, oj brzydko.
Uwielbiam Święta, moją familię drogą. Babuszkę opowiadającą o zamierzchłych czasach, tatę śmiejącego się z jego własnych żartów i krzątającą się mamę. Brata też uwielbiam, żeby nie było