Śmierć jest blisko, wystarczy w nieodpowiednim momencie obrócić się w tył czy nawet zerknąć lekko w bok, a życie przepada.
Dlatego mam często oczy przepełnione frustracją i żalem, bo kiedy idę mam nawyk rozglądania się wokół, patrzenia na to, co mnie otacza. Często własną nadzieję obdarzam pełnym nienawiści spojrzeniem, bo Ona mnie nie umie przytrzymać. Podziwiam rzeki, drzewa, ostre przedmioty i idę, nogi mnie ciągną, czasem przyspieszam i biegnę dopóki nie stracę tchu, uciekam od tych myśli, od gróźb, od mojej Osoby, której się właśnie boję najbardziej. Największe zagrożenie czuję właśnie w sobie, kiedy boję się i nie ufam temu, że nadejdzie kolejny dzień, zatracam się w czasie i miłuję każdą chwilę i wtedy te myśli tak bardzo mnie osaczają, tak bardzo pragną mojej zguby, moją mierną Nadzieję chcą pozbawić życia, grożą Jej, straszą, Ona się nie boi, ale ja chce uciec, chcę się nigdy nie obudzić i boję się tych chwil, kiedy jutro się zamazuje, kiedy nic nie widzę i czuję przerażającą i przeszywającą pustkę, gdy moje ciało zamarza i każdy organ wydaje się nieobecny, Proszący o spokój, o odpoczynek, wolność.
Myśli same napływają, a ja Ich unikam po to, by za chwilę się w nie wtulić i wiedzieć, że bez Nich nie ma nic, że to wszystko jest zmyślone, każda cząstka chce mnie powstrzymać, ja się tych cząstek łapię i walczę, żeby się nigdy nie ześlizgnąć - właśnie to jest moje spędzanie wszelkiego czasu. Myśli utożsamiam z wieloma rzeczami, a w Nich mieszka Śmierć, tak to chyba powinnam określić. Czarna rozpacz, która zawsze wypomina mi godziny, przypomina o innych, których chcę opuścić, przy których chcę się zatracać i tak bardzo wtedy potrzebuję Ich bliskości, obecności, troski, nie mogę Im tego robić. Kiedy myśli chcą dojść do słowa, grożę Im, nie mogą wypłynąć na zewnątrz, słowa wypowiedziane to słowa stracone, wtedy pojawia się rzeczywistość i uśmierca wszystkie dobre słowa zostawiając miejsce tym, które wypowiedziałabym, gdybym tylko umiała zobaczyć przy tym te wszystkie Twarze, Ich uśmiechy. Oni są, racjonalnie Ich potrzebuję, jestem, by milczeć i nie dać Im poznać co we mnie jest, by Oni mogli patrzeć i zastanawiać się o co mi chodzi, co mam na myśli, kiedy mój wzrok jest nieobecny i kiedy przymykam powieki też chcą wiedzieć, co jest nie tak.
Unikajcie mojego spojrzenia, bo gdy zacznę mówić, Wy przestaniecie być tym, kim jesteście. Wszystko się zmienia, a ja nie umiem znieść myśli wypowiedzenia wszystkiego, nie umiem znaleźć sposobu.
Strach jest nieodłączną częścią mojego życia, kiedy Go czuję, wiem, że wszystko jest w porządku, podążam za Nim jakby dyktował mi co robić, doskonale wiem, że życie z Nim mi Pomoże. Ja Go słucham i się przestaję bać wszelkich lęków, On ze mnie kpi i wie, że w każdej sekundzie mógłby pozbawić mnie wszystkiego.
Wniosek: boję się Śmierci, dlatego tak bardzo mnie pociąga ?