Najważniejsi ludzie naszym w życiu są niewidzialni. Żyją gdzieś obok, bliżej lub dalej, ukrywają się i chodzą na palcach. Szeptem podają swoje rady, delikatnymi muśnięciami powodują odpowiednie gesty. Wskakują do plecaka, pod pachę, za ucho. Są gdzieś między jednym a drugim żebrem, wieszają się na niedookreślonym miejscu nazywanym przednią łydką. Czasami są aniołami stróżami, czasami małymi skrzatami a czasem po prostu są i podtrzymują głowę w górze, kiedy chwilowo ziemia pod nogami jest ciekawsza niż śpiewające na niebie ptaki. A my najzwyczajniej idziemy do przodu, nie oglądamy się za siebie wyznając wielką miłość tym, którzy wskakują nam na czubek nosa i zasłaniają całą resztę świata.
Dziękuję Bogu za dni, w których widzimy dzięki komu jesteśmy. Jesteśmy tacy a nie inni, w tym akurat miejscu i w tej, danej sytuacji. Dziękuję, że mogę być za to wszystko wdzięczny komuś tam kto podbudowuje moje plecy. Dziękuję, że ci na moim nosie wcale nie są aż tacy duzi i mogę nadal widzieć to co za mną. I mimo, że szyderczo uśmiecham się wprost do obiektywu życia moje myśli tak często spoglądają wstecz. Dziękuję za chwile, momenty i sekundy. Za godziny, lata, wieki. Dziękuję....?
Nie, nie dziękuję, bo o tym się zapomina. Po prostu jestem wdzięczny i całe swe serce oddaję bezgranicznie a żyję tym sercem, które dostaje- szesnaście razy silniejszym.
M.