Witaj najdroższa,
tutaj wieczory są już coraz zimniejsze. Moje słońce zaszło juz jakiś czas temu i sam nie wiem co takiego się dzieje, że nie wschodzi ponownie. Czekam z niecierpliwoscią, gdyż stygnę, marznę i zużyłem juz prawie wszystkie zapasy ciepła, ktora udało mi sie zgromadzić do prawie trzech lat. Pamiętasz tę burzę śnieżną, której sercu się znalazłem kilka razy tamtej długiej zimy? Wiem, sam pchałem sie w jej łapska. Jednak teraz jest zdecydowanie zimniej, po tym jednym uderzeniu. Ktoś chyba ukradł moją gwiazdę. Ale nadal wierze w to, że jakoś mnie odnajdzie i znowu bedzie lepiej. Przecież musimy się jeszcze spotkać. A co jeśli nie pojawi się już tego lata? Skąd bede miał siłę żeby przetrwać jesień, zimę i wszystki wiosenne roztopy? A co jeśli gdzieś padnę zimny, bezsilny i nawet Ty mnie nie odnajdziesz... I zniknę, i odejdę. Nie martw się. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu. W pękniętym sercu, spękanym od nadmiaru słońca i od jego braku. Czuje to zimno więc jestem. Żyję i czuję, wszystko. Oby przetrwać ten chłód. Zapadam w hibernację, z której obudzę się lub nie. Pamietam o Tobie, jestem na zawsze Twój.
Bywaj ukochana.
Moje serce lodowe Tobie oddane spoczywa w dobrych rękach.
Oddany i zmarznięty,
Xsiąże M.